wtorek, 18 stycznia 2011

W polu dobra i zła

Dziecioróbstwo?

Marek Czachorowski


Za puste europejskie kołyski trzeba winić najpierw nowożytnych filozofów, mających dzisiaj dosyć często bardzo dobrą opinię. Może z racji tej "zasługi" na polu walki z biblijnym nakazem "płodności i zaludnienia ziemi"? Mefistofeles martwił się przecież w "Fauście" Johanna Wolfganga Goethego realizacją przez upartego człowieka tego nakazu, ale jego dzisiejsi uczniowie pewnie ogromnie się cieszą z aktualnych sukcesów akcji przekonywania, że jednak źle jest, kiedy człowiek się rodzi.
Od biblijnych czasów ten niepokój i lęk przed prokreacją stale się odnawia i rozbudzała go także cała czołówka nowożytnych filozofów, jeśli tylko tego tematu dotknęli, a raczej starali się go nie ominąć. Trzeba o tym pamiętać nie z racji jakichś historycznych porachunków, ale w celu skorzystania z dobrej lekcji, którą nawet błądzący klasycy po sobie zostawiają. Nasze puste kołyski wskazują, że z lekcji tej jeszcze nie skorzystaliśmy, a nawet znów niektórzy zachwalają ten stan rzeczy.
Powracają bowiem z otwartą przyłbicą zachęcający do utrwalenia aktualnej pogrzebowej sytuacji demograficznej, jakoby nie tragicznej, tylko wręcz pozytywnej. Domyślamy się, na łamach jakiej gazety odezwał się ostatnio profesorski głos, iż dzisiejsza Polska jest raczej przeludniona, a zatem powinniśmy rozwijać możliwości już urodzonych, a nie utrwalać "fetysz dziecioróbstwa". O przeludnieniu Polski świadczyć ma nasza duża gęstość zaludnienia - a przecież nie chcemy już się bardziej tłoczyć - a spokojną emeryturę już sobie zorganizowaliśmy za premiera Jerzego Buzka, tworzącego reformę emerytalną. Bezrobocie zaś nie upoważnia do lękania się, że zabraknie rąk do pracy, ale raczej do optymizmu, że mamy tych rąk w nadmiarze... Te poglądy ogłosił z powagą parę dni temu we wspomnianej gazecie laureat Nagrody Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, tzw. polskiego Nobla, za wynalazki "zwiększające przepustowość internetu".
Otrzymanie jakiegoś "nobla" nieraz tworzy wrażenie, że już w każdej dziedzinie można się ze swadą i bez rumieńców wypowiadać, jak to widać w przywołanych tezach. Dziwi nie tylko wiara w słowo honoru tworzących reformę emerytalną i wiara w bezproblemowe przejście bezrobotnych do służby zdrowia i elektroniki. Łatwo też zauważyć, iż gęstość zaludnienia Polski nawet nie zbliża się do sytuacji np. azjatyckich "tygrysów", co im jednak nie przeszkodziło w ekonomicznym skoku, a nawet wręcz pomogło, jak twierdzą specjaliści od problematyki demograficznej. Inne są tutaj prawidłowości niż odnośnie do "przepustowości internetu", gdzie rzeczywiście wszelkie "tłoki" muszą utrudniać komunikację. Główny zatem błąd przywołanego orędownika powrotu do ideologii "bomby P" (populacyjnej) leży w sprowadzeniu zagadnienia ludzkiego przekazania istnienia na jakąś inną, poniżejludzką płaszczyznę.
Dokładnie ten sam błąd redukcji "ojcowania" do "dziecioróbstwa" popełniali nowożytni filozofowie. Część z nich wprawdzie zazwyczaj zagrzewało obywateli do prokreacji, jednak sprowadzali ją do zagadnienia demograficznego, a zatem także ekonomicznego i militarnego, jak to widać u oświeceniowych libertynów, na czele z Denisem Diderotem i Voltairem. Nie chcieli bowiem narazić się absolutnym monarchom, bardzo dbającym o silną armię jako warunek konieczny swojego przetrwania. Inni nowożytni filozofowie traktowali zaś prokreację jako uciążliwą, niedającą się wyeliminować opłatę za uleganie gorączce "chwilowej żądzy", jak wyrażał się John Locke, czołowy filozoficzny architekt amerykańskiej rewolucji. Jego zdaniem, żaden z ojców, płodząc dziecko, nie myśli "o czymś więcej niż o zaspokojeniu swej chwilowej żądzy". Owo zatem "dziecioróbstwo" jakoby miałoby być zamysłem samego Boga, mającego własne interesy demograficzne, realizowane za pośrednictwem ludzi traktowanych jako tylko środki do tych interesów, czyli w sposób instrumentalny. Dla relacji Boga do człowieka właściwy miałby być zatem układ "Pan - niewolnik". Zgodzić się już można z Lockiem, że temu ostatniemu taka niewolnicza służba nieraz odpowiada, a zachęcony Bożym przykładem - w podanej nowożytnej interpretacji - pewnie już nie widzi problemów w poszukiwaniu sposobów na uwolnienie się od uciążliwej funkcji "dziecioroba", ze znanymi nam dzisiaj dobrze tragicznymi skutkami.

POLECAM TEN ARTYKUŁ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

POLSKA