niedziela, 27 lutego 2011

Z PRASY POLSKIEJ

Podzielone serce


Kilka dni temu media zaprezentowały kolejny sondaż zaufania społecznego. Szeroko komentowano drugą pozycję lidera lewicy, niekryjącego swego poparcia dla wszelkiego rodzaju działań wpisujących się w to, co Jan Paweł II określił mianem cywilizacji śmierci. Nie pierwszy to przykład "podzielonego serca" Polaków. Od lat da się zaobserwować swoistą narodową schizofrenię wielu naszych rodaków, deklarujących przywiązanie do wartości chrześcijańskich, oklaskujących Papieża, wypłakujących się przy okazji kolejnych rocznic jego śmierci, a zarazem popierających prawne próby dekonstrukcji rodziny czy przyklaskujących propozycjom ustawy zezwalającej na mordowanie ludzkich istnień. Niewątpliwie jest to skutek oddziaływania modernizmu, głęboko osadzonego w naszej kulturze. Wedle jego zasad nie istnieje obiektywne dobro i zło, zaś ocena działań ludzkich zależy od ich skutku. Kościół od początku zdecydowanie piętnuje relatywizm. Uderza on w sedno Ewangelii. Na destrukcyjne zjawisko zwracał uwagę ostatni sobór, wiele razy odnosił się doń Jan Paweł II. Surowo ocenia go także Benedykt XVI w książce-wywiadzie "Światłość świata".
"Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie". Słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii stanowią jasne kryterium. Tu nie ma miejsca na interpretacyjną dowolność, negocjacje. Święty Jan wyraża tę myśl bardziej dosadnie: "Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust" (Ap 3, 14-16).
Prawda jest taka, że słowa Chrystusa nam wszystkim sprawiają trudność. Żyjemy w świecie, który ponad wszystko wyniósł kulturę posiadania, propagowaną koncepcję szczęścia uzależnił od statusu materialnego. Mami obietnicami ziemskiego raju, ukazując zarazem Pana Boga co najwyżej jako relikt przeszłości, którym nie warto zawracać sobie głowy. Gubi się chrześcijańska tożsamość. Nie wiemy, kim jesteśmy! Zaczyna się dreptanie w miejscu, szukanie winnych swojego położenia, bezładna szarpanina. Na koniec zatraca się sens życia. Mamona zwycięża.
Jezus nie każe porzucać pracy, zanurzyć się w błogostanie gnuśności i stagnacji. Przypowieść o talentach zawiera jasne przesłanie: otrzymujesz od Boga dary - twoim obowiązkiem jest je pomnożyć, niezależnie od tego, kim jesteś i co robisz. Liturgia Słowa dzisiejszej niedzieli nie zachęca do wystąpienia przeciwko strukturom społecznym, zakwestionowania porządku społecznego. Chodzi o proporcje. "Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie" - ponad miarę, zabijając się w szaleńczym biegu za tym, by więcej mieć, dostatniej żyć, wyrastać ponad przeciętność. "Starajcie się naprzód o królestwo (Boga) i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane". Tylko ta kolejność jest w stanie zagwarantować pokój i harmonię. Mamona to nie tylko pieniądze. Najbardziej zazdrosnym bożkiem, który nie chce się dzielić niczym z nikim jest ludzkie "ja". Egoizmu nie da się pogodzić z wiarą, tak jak ognia nie da się zmieszać z wodą. Człowiek zakochany w sobie nigdy nie zaakceptuje Boga jako swojego Pana. Zawsze będzie On zagrożeniem dla jego "wolności". Problem leży w tym, że w swojej naiwności żyjemy złudzeniem, iż jest to możliwe. I dlatego przegrywamy.

ks. Paweł Siedlanowski

środa, 23 lutego 2011

podpisuję się pod tym tekstem !!!

Medialne sugestie
Platforma Obywatelska wprowadziła w mojej Ojczyźnie jeden wielki chaos. Włączam radio i słyszę, jak poseł PO odpowiada na pytanie: "Czy jest wojna polsko-polska?". "Jak mówi PiS, jest" - stwierdza poseł z PO. Czyż on nie urąga mnie, słuchaczowi, w tej sytuacji, mówiąc, że to mówi PiS? Ponieważ było to po napadzie "nieznanego sprawcy" na jedno z biur poselskich PiS, nasunęła mi się refleksja, która pewnie wykiełkowała w głowie posła z PO: "Napadnięto na was, ale siedźcie cicho, bo was oskarżymy, że wywołujecie wojnę polsko-polską". Znowu mnie, obywatela, uważają za człowieka niepotrafiącego myśleć, który sam nie umie wyciągnąć wniosków z wydarzeń, tylko będzie bezmyślnie powtarzał jak papuga to, co mi PO zasugeruje. Innym razem w 1 czy 2 programie telewizyjnym (która tam partia zarządza?) słyszę komentarz młodego dziennikarza na temat listu o. Ludwika Wiśniewskiego: "Katolicy czują się zagubieni wobec rozłamu Kościoła". Moje refleksje: po różnych wypowiedziach zaraz media robią z tego "rozłam Kościoła" - to dość żenująca praktyka. Dziennikarz, niekatolik wypowiada się w imieniu katolików w przekonaniu, że przyjmą jego bezsensowną tezę. Jako katoliczka nie czuję się zagubiona! Między wierszami usłyszałam też krytykę Radia Maryja i "Naszego Dziennika". Cóż - także w szkole "nieuk" często dokucza mądrzejszym kolegom. Porównajmy więc kulturę, takt, wiedzę, wzajemny szacunek w audycjach Radia Maryja czy Telewizji Trwam (np. "Rozmowy niedokończone" i wiele innych) z audycjami w innych rozgłośniach radiowych i programach telewizyjnych. Radio Maryja i "Nasz Dziennik" są dla mnie źródłem prawdy, a nie manipulacji, chaosu. Znam też osoby niewierzące, które słuchają Radia Maryja, aby poznać prawdę. Czuję się zaszczycona, że mogę słuchać audycji na takim poziomie.
mgr Krystyna Jabłońska, Rakszawa

wtorek, 22 lutego 2011

Z PRASY NIEZALEŻNEJ

Zamiast zielonej wyspy... niebieskie kleksy?

Ofiary własnej propagandy
Przez wiele miesięcy premier Donald Tusk i prawie najlepszy minister finansów Unii Europejskiej Jean-Vincent "Jacek" Rostowski karmili nas optymistycznymi ocenami kondycji finansowej Polski. "Jesteśmy zieloną wyspą", "sytuacja jest imponująca", "nie kumulujemy długów, które nasze dzieci i wnuki musiałyby spłacać przez wiele lat", "nasza droga przez kryzys jest skuteczniejsza od tej, którą wybrały inne kraje"... Sława autorów polskiego cudu gospodarczego roznosiła się po całym świecie. W końcu na przechwałki naszego rządu zaczęli powoływać się nawet unijni komisarze. Przypomnieli, że "cudotwórcy" już w 2012 roku powinni zredukować deficyt budżetowy do 3 procent. - Nie widzę potrzeby wydłużenia terminu z 2012 roku. Polska miała raczej dobre wyniki gospodarcze nawet podczas kryzysu, co jeszcze podkreśla wagę trzymania się celów Paktu Stabilności i Wzrostu - stwierdził niedawno komisarz ds. gospodarczo-walutowych UE Olli Rehn. Nasi "przyjaciele z Brukseli" doskonale znają sytuację finansową Polski. Wiedzą, że deficyt budżetowy naszego kraju w ostatnim roku wynosił ok. 8 procent. Dlaczego żartują sobie z polskiego premierai jego prawie najlepszego ministra?
Piotr Tomczyk

poniedziałek, 21 lutego 2011

marazm: Z ANTENY

marazm: Z ANTENY

Z ANTENY

[2011-02-19]Układ Wrocławski - dobry materiał na film (cz.II)
Grzegorz Braun - reżyser, scenarzysta i publicysta, autor kilkunastu filmów dokumentalnych
[2011-02-19]Układ Wrocławski - dobry materiał na film (cz.I)
Grzegorz Braun - reżyser, scenarzysta i publicysta, autor kilkunastu filmów dokumentalnych

B.CIEKAWA ROZMOWA

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24874

Nie tylko do Katolików

Uważaj Katoliku!!Bóg daje nam wyrażne znaki!!Każdego dnia dowiadujemy się o kolejnym nieszczęściu.Nie bądżmy tylko zjadaczami chleba i t.zw."workami trawiennymi". Musimy się zastanawiać nad tym co BÓG chce nam przez to wszystko powiedzieć.Szukajmy prawdy w każdej sensacyjnej wiadomości i nie dajmy się manipulować. Nie pozwalajmy na t.zw.pranie naszych mózgów.Zacznijmy się modlić i prosić BOGA o zmiłowanie.Uwierzmy wreszcie,że póki w Polsce nie zapanuje ogólna chęć przebłagania BOGA-nic się nie poprawi;Bez jego pomocy nie uda nam się ani zmienić władz ani pozbyć się obcych wpływów.-Pomyślmy o udziale we wszystkich aferach-naszych oficjeli,o wysyłaniu n.żołnierzy jako"mięso armatnie na nie nasze wojny,o podpisywaniu niedobrych umów handlowych i o sprzedawaniu resztek majątku narodowego. Nasi pis-owi eurodeputowani powinni do maximun zmobilizować swoje siły i jeszcze bardziej nagłaśniać dobre dla Polski intencje. Euro-poseł Wojciechowski jest wspaniałym przedstawicielem naszych dobrych i polskich idei oby mu nie brakło sił w dalszej pracy.Pozostałych też namawiam na wzmożenie swoich wpływów[ Potrzebna jest MĄDRA I SUMIENNA WŁADZA !!!!!

sobota, 19 lutego 2011

Z PRASY POLSKIEJ

Po co nam Polska?

Światło, woda, gaz

Jerzy Zalewski

Uważam się za polskiego patriotę i jako taki, a nie ekspert, mogę podjąć próbę refleksji o stanie Polski. Uprawiam zawód zależny od mediów, mający na celu uzupełnienie ich przekazu, a tak naprawdę próbujący używać mediów dla własnych, egoistycznych, artystycznych celów. Na ile skutecznie i dlaczego w tak niewielkim stopniu - myślę, że mogę się taką refleksją podzielić. Pytanie o stan mediów tak naprawdę jest pytaniem o stan Polski. Skąd ta oczywista koniunkcja? Czy media oddają stan państwa? Czy przez to, że nie oddają, świadczą o sobie? A może, ponieważ są wielkim manipulatorem życia społecznego, przyglądając się im uważnie, można dostrzec kierunek manipulacji i mimo wszystko, obraz manipulowanych?

Medialny skansen
W 1989 roku miałem 29 lat, realizowałem debiut fabularny i byłem udziałowcem studia filmowego założonego z przyjaciółmi ze szkoły filmowej, powstałego - jak dziś myślę - z potrzeby afirmacji wolnej i nowej Polski. Mniej więcej w tym okresie komuniści opuścili KC PZPR i do tego pustego gmachu, strzeżonego przez kilku cieciów, weszliśmy razem z moimi wspólnikami po wybiciu szyby. Zanim nas aresztowano, przez kilkanaście minut oglądaliśmy schody, korytarze, portrety, rzeźby - z triumfującą wyższością, ale też ze zdziwieniem, które pojawia się wtedy, gdy coś okazuje się jeszcze bardziej puste i kiczowate, niż myślałeś. Wspominam o tym dlatego, że kiedy jako młodzi twórcy i producenci pojawiliśmy się na Woronicza w siedzibie TVP, by uprawiać nasz zawód, poczuliśmy się podobnie. Zamiast portretów i rzeźb - żywi propagandziści, twórcy potiomkinowskich wsi komunizmu, chwilowo przerażeni, ale tylko chwilowo, bo okazało się, że np. Andrzej Drawicz, pierwszy prezes Radiokomitetu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, nie jest zagrożeniem dla ich obecności w TVP, ponieważ ceni fachowców. Kiedy po wielu zabiegach udało mi się spotkać z panem prezesem Drawiczem, ten skierował mnie natychmiast do niewielkiego sąsiedniego pokoju, gdzie urzędował Lew Rywin, tak naprawdę faktyczny szef ówczesnej telewizji. O to, o co zabiegałem, zabiegałem nieskutecznie. Pewnie dlatego, że nie miałem właściwego listu polecającego. Szczerze mówiąc, nie miałem żadnego.
Kolejne zmiany prezesów TVP konserwowały propagandzistów. Dochodzili co prawda nowi producenci, redaktorzy o proweniencji solidarnościowej, niektórzy nawet z misją, ale natychmiast byli neutralizowani - albo udziałem w podziale dóbr (TVP to miejsce, gdzie są, a zwłaszcza były duże pieniądze), albo medialną obecnością. TVP, skutecznie zamazując polityczny i cywilizacyjny obraz świata, przyczyniła się do łagodnej transformacji komunizmu w postkomunizm, a dalej w III RP.
Z czasem pojawiły się media komercyjne, zależne od wpływowego kapitału, jak się po latach okazuje, o wiele skuteczniejsze propagandowo niż telewizja publiczna, gdzie snuł się mit misji, gdzie zmiany personalne wynikające ze zmian politycznych utrudniały jednolity kierunek manipulacji, gdzie trwała uporczywa walka różnych środowisk o pieniądze na seriale, rozrywkę, a także film fabularny i teatr TV.

Czyja jest Polska
Mój egoizm artystyczny nie był - bo nie mógł być - w pełni realizowany. Z roku na rok obserwowałem nasilające się zjawisko: deficyt Polski w Polsce. Kompletne zaniechanie w mediach - myślę głównie o mediach elektronicznych - opinii o polskim komunizmie, co owocowało zanikiem reguły winy i kary, zaniechanie tematyki legendy i prawdy o "żołnierzach wyklętych", co w konsekwencji wynosiło KOR jako pierwszego i jedynego oponenta władzy komunistycznej, refleksje i komentarze o II RP wyłącznie negatywne - jako o kraju ksenofobicznym, antysemickim, ciemnogrodzkim. W moim egoizmie zrozumiałem, że współczesny artysta, by nie popaść w abstrakcję lub konformizm, powinien poruszać się w przestrzeni niezbędnej, by Naród (czyli odbiorca) zachwycony nowym nie był bezbronny bez wiedzy o samym sobie. Podstawowym więc instynktem artystycznym staje się wyczulenie na kłamstwo i jego dekonspiracja. No to przez te 20 lat artysta, gdyby chciał i mógł, miał co robić! Przyjmując, że żył w wolnym kraju, mógłby z rozkoszą odsłaniać asymilację tajnych służb i komunistów w biznesie, gry starych służb wewnątrz Polski i poza nią, uzależnienie Polski od obcych państw, mógłby demaskować polityczną poprawność. Gdyby tak było, to znaczy gdyby żył w wolnym kraju, pewnie Polacy odzyskaliby utraconą tożsamość, która pozwoliłaby im, w obliczu nowej cywilizacji Zachodu, globalizmu i lewicowego szantażu, zachować się inaczej niż klient w supermarkecie. Szczerze mówiąc, już wtedy, w latach 1989-1991, miałem przekonanie, wbrew panującemu entuzjazmowi społecznemu, że Polska ginie, traci swój kształt, wchodzi w nowy świat prowadzona przez obcych za rękę, wchodzi w ten świat, nie regulując zasad postępowania, nie zabezpieczając społecznej sprawiedliwości, wchodzi, nie wiedząc, gdzie, bez celu, niesamodzielnie. Upadek rządu Jana Olszewskiego potwierdził wszystkie moje podejrzenia. Polska nie jest nasza, nie jest moja. Jest, jak to ujął Jarosław Kaczyński, kondominium wpływów rosyjskich i niemieckich, rozmontowaną strukturą państwową - bez wojska, bez przemysłu, bez służby zdrowia, bez wolnej kultury, bez własnej dumy. No to co? - można by zapytać, skoro ludziom żyje się lepiej, co wiedzą z telewizji, bez Polski, to po co Polska? Może mądrzy Polacy, rozumiejąc, że jako Naród, jako państwo są marginalnym elementem współczesnego świata, postanowili roztopić się w cywilizacji, by nie czuć zawstydzenia wspólnotą plemienną i religijną.

Kto nie z nami...
Dwadzieścia lat III RP, z przerwą, dla mnie ważną, na IV RP, przekonało Polaków, że nie mają wpływu na Polskę, na własny los, i dlatego go nie lubią. Siebie są w stanie polubić, kiedy myślą o sobie "my, Europejczycy". To znaczy Polska - jak najbardziej, na piłkarskim meczu, mimo samych porażek, gdy ogląda się Małysza, Kubicę, ale niech ta Polska nie osacza mnie Kościołem katolickim, pamięcią historyczną, czyli tym nieustannym "Bogiem, Honorem, Ojczyzną".
Na Krakowskim Przedmieściu, pod krzyżem, widziałem wiele rzeczy, które mnie przeraziły czy doprowadziły do wściekłości. Jednak jedna scena wstrząsnęła mną najbardziej. Stojący obok mnie chłopak i dziewczyna komentowali na żywo śpiewane pod krzyżem pieśni: "Jeszcze Polska nie zginęła" i "Barkę". Podważali każde ich słowo, z nienawiścią, z żarliwością neofitów, że "rzucim się przez morze" to brednia, że "barkę pozostawiam na brzegu" - prymityw. Chłopak i dziewczyna byli w wieku pokolenia JP2. Zobaczyłem początek nowej antycywilizacji: neopogaństwa. Innego dnia zatrzymałem wpychającą się w tłum grupę młodych ludzi depczącą modlących się, prowadzoną przez ubeków (po gębach ich poznacie). Wtedy jedna z modlących się kobiet poprosiła mnie, bym nie przeszkadzał w modlitwie. "Proszę pani - powiedziałem - każdy broni krzyża, jak potrafi".
No właśnie, właściwie jak ja potrafię? Przez wiele lat, na pewno od filmu o Michale Falzmannie, odkrywcy afery FOZZ, byłem poza środowiskiem filmowym, co wcale nie jest i nie było dla mnie przykre. Istotniejsze jest to, że promocja tego, co robię, właściwie nie istnieje, o moich projektach, które czasem udaje mi się doprowadzić do skutku, mówi się rzadko albo wcale, a jeśli już, to źle, tak jak w przypadku filmu o Zbigniewie Herbercie. Zafundowano mi nieobecność wśród moich widzów. Nie, żebym się skarżył, ale taka jest alternatywa: niezależność albo dopasowanie się. Jak się dopasujesz, to twoje dopasowanie zostanie skutecznie wypromowane. Tylko po co? Niedawno w TVP pewna znana pani scenarzystka seriali i komedii romantycznych oświadczyła, że dlatego robi tak świetne, o wielkiej oglądalności filmy, ponieważ nie ma w sobie niczego, co by chciała komuś przekazać. Robi to, co potrafi najlepiej. Satysfakcjonuje ubogich duchem i smakiem. I nie ma w tym nic złego, ponieważ zarabia pieniądze. Niskie pobudki czynu nie peszą tej pani. Nie peszy jej, że uczestniczy w produkcji tandety, czyli łatwych rozwiązań. Twierdziła jeszcze, że film robi się dla ludzi, a nie dla siebie. Mój egoizm nastroszył się momentalnie. Filmy robię wyłącznie dla siebie i tylko wtedy mogę się z kimś porozumieć, nawet kiedy świat usuwa się spod nóg. A poza tym dla widza, czyli dla kogo? Pani scenarzystka oświadczyła, że kiedyś w głównym nurcie kina byli Hass, Żuławski i inni artyści. Lekka muza była w nurcie pobocznym. Teraz jest odwrotnie. To odwrócenie najlepiej opisuje obecną rzeczywistość komunikacji społecznej. Polska tandeta nie jest czymś wyjątkowym, bo nawet tandety nie mamy własnej. Oparta jest na wzorach zachodnich, południowo-amerykańskich, często sformatowanych. Możliwe, że takie ogłupianie widza czy wyborcy służy ich dobru - ich zadowoleniu, bezpieczeństwu, brakowi odpowiedzialności za cokolwiek. Myślę, że ten stan rzeczy dla cywilizacji Zachodu jest ciągle bezpieczny, struktury państwa są stabilne, tandeta nimi nie zachwieje. W Polsce, która raptownie traci tożsamość i niezależność, zjawisko obiegu w kulturze tandety jest kołem zamachowym upadku państwa obywatelskiego.
Jak w takich warunkach medialnych mogła poradzić sobie IV RP? Zanim została zapowiedziana, już jej właściwie nie było. IV RP zabiła czwarta władza, która stygmatyzowała ją obciachem, zabijała śmiechem. Media śledziły każdy gest i każde słowo liderów IV RP, doprowadzając publiczność do przerażenia i wrzenia. "Wszystkich chcą wsadzać, bo Kaczyński chce sprawiedliwości", "polowania na czarownice - bo chce prawa". Kompromituje się na Zachodzie, bo próbuje, z niewielkim skutkiem, bo 15 lat za późno, zachować polską rację stanu. No więc śmieją się wszyscy: młodzież, bo ich zdaniem nie ma kogo łapać, dinozaury PRL, bo przez 15 lat nikt im niczego nie zaproponował w kwestii cywilizacji i prawa. Kto spowodował te wodospady śmiechu i nienawiści, przecież nie ci, którzy się śmiali. Za śmiechem tym stał biznes wynikający z operacji służb specjalnych, biznes od nich niezależny, kierujący się za to dewizą kradzieży pierwszego miliona, lewica laicka - postkomunistyczna bądź postsolidarnościowa, czyli, podsumowując, grupy trzymające władzę. Mam nieodparte wrażenie, że najistotniejszym powodem powstania Platformy Obywatelskiej była potrzeba ochrony służb i wynikającego z nich biznesu. Reszta, np. liberalizm, to PR. Doprowadzeni do paniki widzowie i wyborcy obalili IV RP.

Smoleńsk - ostatnie ostrzeżenie
Kiedy słyszę, że głównym celem polityki zagranicznej rządu Tuska są dobre stosunki z Rosją i Niemcami za każdą cenę, to wiem, że Rosja i Niemcy tę cenę każą płacić. Do 10 kwietnia 2010 roku przeszkodą w dobrych stosunkach za każdą cenę był prezydent Kaczyński. Ośmieszany przez media, brutalnie i po chamsku traktowany przez premiera Tuska, myślę, że godnie pełnił swój urząd. Ale także odważnie. Myślę, że bez jego udziału sytuacja w Gruzji byłaby zupełnie odmienna. Wydarzenia w Gruzji zaostrzyły zresztą napaść medialną i polityczną na prezydenta, narastał spreparowany konflikt o samolot. Jednocześnie kończono prace nad aneksem do raportu o WSI pozostającym w gestii prezydenta. Rosjanie, a lepiej powiedzieć: KGB w osobie Putina, nie wybaczą. Gruzji, ciągłego przypominania o zbrodni katyńskiej, pomysłów na alternatywny gaz i ropę - po prostu samodzielności Polski. Zachód rozmawia z Rosją - bądź z powodów strategicznych, bądź z fascynacji siłą, ale kiedy giną dziennikarze, więziony jest Chodorkowski, po wymordowaniu narodu czeczeńskiego, kiedy odbijanie zakładników kończy się bezprzykładną rzezią, w Moskwie wysadzane są wieżowce, armia rosyjska wchodzi do Osetii, wtedy Zachód pomrukuje: no cóż, to kraj nieotulony demokracją. No to dlaczego, kiedy samolot z prezydentem spadł pod Smoleńskiem, miałem nie myśleć, że to zemsta Putina? Tak zresztą myślę do dzisiaj, bowiem postępowanie Rosjan w sprawie śledztwa smoleńskiego, niezabezpieczony wrak samolotu, wycofanie zeznań świadków, zaplombowane trumny etc. - potwierdziły moje odczucia. To Rosjanie w kontekście wiedzy o nich, o Putinie i KGB powinni udowodnić, że tego nie uczynili. Do tej pory nie udowodnili.
Możliwe, że tragedia smoleńska jest ostatnim ostrzeżeniem dla Polaków przed zupełnym zmarginalizowaniem ich państwa. Oznaki przebudzenia dają się zaobserwować, tysiące prywatnych śledztw na temat katastrofy, głównie w internecie, świadczą o poczuciu społecznego zagrożenia, potrzebie odkłamania życia publicznego, co pozostaje w sprzeczności z interesami mediów, które przedstawiają wygodne domniemania jako empiryczne fakty.
W filmie, który obecnie realizuję, "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać" (to pierwszy film o "żołnierzach wyklętych", a konkretnie o żołnierzach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego; film zresztą jest być może jedynym w dziedzinie kina beneficjentem IV RP, gdyby nie ona, nie powstałby), Pogoda, starszy brat Roja, pyta najmłodszego z braci, małoletniego Jurka: "Za co chciałbyś walczyć?". "Za Polskę" - odpowiada Jurek. "A co to jest ta Polska?" (jak u Wyspiańskiego). "Polska to ja", mówi po chwili Jurek.
Każdy z nas tyle jej wyniesie, nawet wtedy, kiedy już jej nie będzie, na ile mu starczy sumienia, kultury, smaku. A media? Cóż, światło, woda, gaz. Światła mało. Czasem błyśnie w mediach publicznych, stanowczo rzadziej w komercyjnych, dobrze, że świeci Telewizja Trwam, na swoich odważnych i przyzwoitych zasadach. A poza tym woda bredni i gaz nienawiści i pogardy dla widowni.
Jerzy Zalewski - reżyser filmowy i telewizyjny, autor filmów fabularnych: "Czarne słońca", "Gnoje", "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać" (w produkcji); filmów dokumentalnych, m.in. "Dysydent końca wieku", "Obywatel Poeta", "Teatr wojny", spektakli Teatru TV oraz cyklu telewizyjnych programów publicystycznych "Pod prąd". Członek Stowarzyszenia Twórców dla Rzeczpospolitej.



Po co nam Polska? Dla własnego człowieczeństwa, jego wartości, dla funkcjonowania wspólnoty opartej na pamięci, na języku, na religii i kulturze, na wspólnych celach, wspólnoty niedającej sobą manipulować mediom, które dzisiaj są tylko cynglem grup trzymających władzę i państw wspomagających te grupy dla własnych potrzeb.

piątek, 18 lutego 2011

z prasy polskiej

Powrót PLR?


Zła passa nie opuszcza premiera Donalda Tuska i jego drużyny. Po atakach, jakie przypuścili na polski rząd ekonomiści niemal całego świata, "ktoś przestawił wajchę" także w mediach. Nie minął jeszcze szum wokół krytycznych wobec rządzących wystąpień "zawiedzionych" dziennikarzy, a politykami Platformy wstrząsnęło kolejne tąpnięcie w sondażach. Już same nagłówki doniesień medialnych na temat wyników najnowszych badań opinii społeczeństwa nie pozostawiają działaczom PO żadnych złudzeń. "Platforma traci", "Coraz gorsze notowania premiera i rządu", "Dobre oceny pracy prezydenta", "Posłowie mogą się uczyć od Komorowskiego". Nadspodziewanie pozytywne oceny dla otaczającego się doradcami z byłej Unii Wolności prezydenta Bronisława Komorowskiego mogą wskazywać, z której strony partia Donalda Tuska powinna spodziewać się zagrożenia utraty wiernego dotąd elektoratu. Ewentualne powstanie nowej "Partii Ludzi Rozumnych" może spowodować, że światowej sławy ekonomiści, podobnie jak intelektualiści, aktorzy, piosenkarze i sportowcy, natychmiast zrezygnują z dalszego wspierania partii Donalda Tuska.

Piotr Tomczyk

czwartek, 17 lutego 2011

POLSKI MAJĄTEK

Felieton autonomiczny

Likwidatorzy polskiego majątku



Rząd, który nie troszczy się o poziom życia obywateli i ich przyszłość, jest rządem złym. Rząd, który nad interes własnych obywateli przedkłada obcy, jest rządem okupacyjnym. Ponad 20-letnia historia złodziejskiej prywatyzacji polskiego majątku narodowego (racjonalnie powstrzymywana w czasie krótkich rządów Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego) wystawia polskim lumpenelitom jak najgorsze świadectwo. Polak we własnym kraju, po upadku komuny, nie miał szans stać się właścicielem czegokolwiek państwowego. Kupował najczęściej obcy inwestor, bo tylko on dysponował kapitałem, bo tylko on dawał wysokie prowizje za zaniżone ceny. Ostrożne szacunki mówią o pozbyciu się polskiego majątku narodowego za 10 proc. jego rzeczywistej wartości. Na przykład po 1994 r. polskie banki z aktywami prawie 90 mld dolarów zostały sprzedane zagranicy za 3 mld dolarów. Legitymizacją tych działań okazała się "siła wyborczej kartki" plus destrukcyjne wsparcie mediów. W ułomnych warunkach polskiej demokracji (brak ogólnonarodowej dyskusji, praktyki referendum, autentycznej społecznej akceptacji najważniejszych reform w państwie, możliwości samoorganizowania się społeczeństwa) ta właśnie "karta wyborcza" prawie zawsze przekazywała władzę nad gospodarką ludziom niezainteresowanym dobrem obywateli. Najczęściej byli to dawni komunistyczni towarzysze przekształceni w kapitalistycznych pseudoliberałów. "Bohaterowie polskiej transformacji", o których powstają nawet pełne wazeliny książki, bredzą o polskim populizmie, gdy ludzie domagają się silnego państwa w gospodarce i własnego w niej udziału. Kasta gospodarczych Balcerowiczów nie kryje, że główną formą gospodarczej aktywności Polaków ma być ich praca w usługach i handlu, a w razie braku pracy w kraju - emigracja za chlebem. W ten sposób kontynuowany jest marksistowski dogmat o gospodarce pozbawionej kapitalistów (oczywiście rodzimych, a nie zagranicznych) z "przewodnią siłą", jaką jest najemna rodzima klasa robotnicza. Ponieważ dobrowolnie zrezygnowaliśmy z zysków ze sprzedanego kapitału, płaca za pracę dla klasy robotniczej będzie wkrótce głównym źródłem naszego dochodu narodowego.
I podczas gdy w krajach Europy Zachodniej klasa średnia stanowi ponad połowę swoich obywateli, w Polsce jest to grupa na poziomie 20 procent. Czy docelowym modelem państwa ma być Rosja, w której najbiedniejsi stanowią ponad 80 proc. obywateli, drobnych właścicieli jest zaledwie 10 proc., a 5 proc. rosyjskich miliarderów i milionerów ma w swoich rękach aż 80 proc. własności?
Spełzły na niczym trwające ponad rok negocjacje rolników z Ministerstwem Skarbu Państwa w sprawie preferencyjnego kupna akcji Przedsiębiorstwa Zbożowo-Młynarskiego "PZZ" w Stoisławiu SA w województwie zachodniopomorskim. Ta państwowa spółka dysponuje największym w Polsce młynem i elewatorem zbożowym. Posiada 1,5 proc. udziału w krajowym rynku mąki pszennej, 1,2 proc. w rynku mąki żytniej, 13 proc. w produkcji kasz i 5 proc. w rynku płatków zbożowych. Kontraktuje, składuje, konserwuje, prowadzi obrót zbożem, zajmuje się przetwórstwem i zbytem swoich wyrobów. Zgodnie z ustawą o prywatyzacji uprawnieni (rolnicy oraz pracownicy spółki) mają zapewnione po 15 proc. akcji. Po uzgodnieniach z ministerstwem zorganizowała się grupa 3 tysięcy rolników, "nieuprawnionych" z mocy ustawy, a zainteresowanych kupnem większościowego pakietu akcji. Teraz dowiadują się, że było to niepotrzebne, gdyż po zmianie urzędnika w Ministerstwie Skarbu Państwa zmieniła się koncepcja tej prywatyzacji. Swoich 70 proc. akcji w spółce Stoisław państwo chce sprzedać temu, kto zapłaci więcej. To znaczy, że w miejsce organizującej się polskiej grupy kapitałowej zakupu dokona klient z zagranicy albo jakiś wybrany polski oligarcha-spekulant, aby odsprzedać potem całość za wyższą cenę. Tymczasem zbliża się termin zakończenia przyjmowania ofert (do 9 marca br.). Rolnicy proszą o przedłużenie terminu składania ofert, gdyż muszą się zorganizować w spółdzielnię albo założyć spółkę. Czy za nową koncepcją prywatyzacji spółki nie kryje się chęć wyeliminowania polskich rolników z grona potencjalnych, i to jeszcze preferencyjnych, nabywców?
Widzimy, jak państwo po raz kolejny odwraca się plecami od swoich obywateli, rolników, producentów, ludzi najbardziej zainteresowanych tym, aby spółka akcyjna Stoisław była ich własną, polską firmą.
Władysław Łukasik, prezes Agencji Rynku Rolnego, powiedział serwisowi Portalspozywczy.pl, że to "praktyka wskazuje, iż każdy kraj musi w pierwszej kolejności dbać o własny rynek, własnych producentów i konsumentów. Nie chodzi tu o samowystarczalność - dodaje, ale o rozsądną dbałość o zachowanie własnej produkcji rolnej". To, co mówi pan prezes, jest tak oczywiste, że aż banalne w swojej wymowie, ale widać, wciąż mało przekonujące dla decydentów zafascynowanych prywatyzacją, gdyż ich "praktyka" jest od lat ta sama, antypolska. Czy nowy, zagraniczny właściciel spółki Stoisław będzie zainteresowany polskim rynkiem, jeśli w jego kraju dojdzie do deficytu zbóż albo gdy cena zagwarantuje mu wyższy zysk niż w Polsce? A może będzie mu się opłacało zlikwidować firmę w interesie innej, konkurencyjnej?
Prywatyzować! Prywatyzować! Jak najszybciej i co się jeszcze da, prywatyzować! Tak działają likwidatorzy po 1989 r., bo takie jest oczekiwanie ich zagranicznej klienteli. I wszystko ma się natychmiast poprawić, nawet służba zdrowia, gdy zostanie sprywatyzowana. Teraz dobierają się do polskich lasów. Za chwilę zaczną sprzedawać polską ziemię. Zakończą pracę, kiedy już nic nie będzie do sprzedania. Wkrótce uwolnią się od pracy i tak zostaną zapamiętani, jako likwidatorzy trwałego majątku Polski.
Wojciech Reszczyński

Autor jest komentatorem w Programie 3 Polskiego Radia SA.

środa, 16 lutego 2011

WYPOWIEDŻ HISTORYKA

Polska między historią a geopolityką

POdobnych musimy się POzbyć



"Nie może być litości dla złodziejów dobra publicznego w Polsce. (...) Żadne zdrowe społeczeństwo nie będzie bez zdobycia się na opór czynny, aby znosić gospodarki bandytów, podtrzymywanych przez władze i władz podtrzymywanych przez bandytów. I jeśli takim społeczeństwem jesteśmy - POdobnych gospodarzy musimy się POzbyć". Autorem tych słów był ojciec polskiej wolności Józef Piłsudski - wielki mąż stanu, zwycięski wódz, a także wizjoner, który widział, jak rak korupcji niszczy państwo i jak kolejne afery oplatają Rzeczpospolitą pajęczyną złodziejstwa. Ta sentencja Piłsudskiego jest ponadczasowa, podobnie jak wiele innych złotych myśli zawartych w jego testamencie politycznym (J. Szaniawski, "Marszałek Piłsudski w obronie Polski i Europy"), które były aktualne w II RP, a które niestety są aktualne również obecnie, w III RP.
Rząd PO premiera Donalda Tuska gospodarzy Polską już czwarty rok, a mimo intensywnej propagandy sukcesu tzw. piaru wyraźnie widać, że pod tymi właśnie rządami III RP jest państwem zmarnowanych i marnotrawionych szans, nie funkcjonuje na miarę swoich potencjalnych możliwości. To Polska skorumpowana i nieuczciwa. To Polska agentury, aferzystów, nikczemników i manipulatorów wprowadzających do mediów tzw. tematy zastępcze, robiących Polakom wodę z mózgu. Państwo polskie ponownie staje się wrogie i nieżyczliwe swoim obywatelom. To państwo, które ich gnębi i oszukuje, marnotrawi ogromne podatki przez nich płacone. Urzędy, policja, straże miejskie pod presją rządzących w dużej mierze utrudniają ludziom życie. Zwykli Polacy tak jak w PRL coraz częściej są poniewierani przez tych, którzy powinni im pomagać i służyć. W wyniku politycznej selekcji negatywnej do rządów nad Polakami dostają się miernoty, ludzie niekompetentni, często skorumpowani. Nigdy dotąd w całej historii Polski, nawet za komuny, nie było takiej armii urzędników! Wszechogarniająca biurokracja coraz bardziej zaciska pętlę na szyi zwykłych Polaków - już prawie nic nie da się normalnie załatwić. W labiryncie często bzdurnych i wykluczających się wzajemne przepisów Polacy tracą bezproduktywnie energię, inicjatywę i czas. Arogancja władzy w Polsce pojawia się na każdym kroku. "Obywatelska" jest tylko PO, natomiast zwykli obywatele III RP liczą się coraz mniej, z każdym rokiem stają się coraz bardziej ubezwłasnowolnieni przez dokuczliwe przepisy, represyjne urzędy.
Polacy stopniowo stają się petentami, a przestają być obywatelami! Dynamicznie powiększa się liczba straży miejskich, ochroniarze z firm ochroniarskich stanowią już całą armię. A równolegle dramatycznie spada liczba żołnierzy Wojska Polskiego, pod pretekstem "profesjonalizacji" likwiduje się całe jednostki! Zamykane są w imię rzekomych oszczędności szkoły, przedszkola, placówki służby zdrowia, a jednocześnie trwa rozbudowa urzędów. To nie jest normalne państwo, to nie jest żadna "zielona wyspa" Donalda Tuska, to jest chora III RP! Katastrofa smoleńska ze wszystkimi jej konsekwencjami pokazała słabość państwa na arenie międzynarodowej, a zwłaszcza w relacjach z Rosją premiera Putina. Na co mogą wskazywać uściski Putina z Tuskiem w Smoleńsku? Czy polski premier godzi się na utratę suwerenności wobec Moskwy, która zupełnie jawnie dąży do odbudowy dawnego imperium w nowej postaci? Nie ma już w Polsce ani jednego sowieckiego żołnierza Armii Czerwonej, która przez pół wieku okupowała nasz kraj. Ale Rosja premiera Putina całkowicie uzależniła Polskę od surowców energetycznych - ropy naftowej i gazu. Nawet w PRL, za Jaruzelskiego i Breżniewa nie byliśmy tak uzależnieni od Moskwy! W wolnej, suwerennej Rzeczypospolitej nastąpiła tak jak za komuny, jak za PRL, alienacja polityczna, czyli zjawisko wyobcowania władzy od społeczeństwa. Co gorsza, z winy kolejnych rządów - także rządu premiera Tuska - obywatele nie utożsamiają się z własnym państwem. Kolejne wybory i niska w nich frekwencja są tylko jednym z bardzo wielu tego dowodów. W socjologii politycznej nazywa się to zjawisko emigracją wewnętrzną.
Na emigrację wewnętrzną udaje się coraz więcej obywateli, dokładnie tak jak za PRL. Jest ona niesłychanie niepokojąca i tak jak w PRL winę za to ponoszą rządzący, o których już Jan Kochanowski pisał: "Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie". To zjawisko osłabia państwo, co więcej, może prowadzić do anarchizacji państwa. W ostatnich tygodniach sondaże socjologiczne wyraźnie pokazują spadek poparcia i zaufania społecznego do rządów PO, a do premiera w szczególności. Donald Tusk w świadomy sposób zrezygnował w ubiegłym roku z kandydowania na najwyższy w państwie urząd prezydenta RP. Oświadczył wtedy butnie, że chce realnej władzy politycznej jako prezes Rady Ministrów, że niepotrzebne mu są pozory władzy, której symbolem miały być kryształowe żyrandole w Pałacu Prezydenckim. Pycha zgubiła już niejednego, nie tylko zresztą w naszym kraju. Donald Tusk rzeczywiście mógł mieć żyrandole, i to przez pięć lat. Dzisiaj pozostała mu w ręku jedynie latarka, i to ze słabnącą z każdym dniem baterią. Na jak długo mu tej baterii wystarczy, to pytanie otwarte aż do nieodległych już wyborów parlamentarnych. PO i Tusk nie mają żadnych poważnych koncepcji naprawy państwa, poza oportunizmem politycznym i propagandą sukcesu. Premier i jego ministrowie, a w szczególności rzecznik rządu Paweł Graś wyglądają w mediach na spiętych, zestresowanych, niepewnych siebie. Czy to świadomość własnej nieudolności, czy też paraliżujący strach przed przegraną w wyborach? Czy do cynicznego sprytu polityków PO dociera, że wyborcy chcą się ich POzbyć?
Józef Szaniawski

Kto się boi bezrobocia?


http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20110216&id=main

PO PRZECZYTANIU TEGO ARTYKUŁU prof.R.SZEREMIETIEWA-ŁZA MI SIĘ W OKU ZAKRĘCIŁA I  JEDYNA ADEKWATNA DO TREŚCI MYŚL TO : BIEDNA TA NASZA POLSKA I BIEDNY JEJ NARÓD !!!!!

poniedziałek, 14 lutego 2011

AKTUALNE

B.CIEKAWE I WAŻNE
"Spróbuj pomyśleć"dr Zbigniew Hałat (2011-02-11)  Felieton
słuchaj
zapisz


Szczęść Boże!
Polska scena polityczna staje się coraz bardziej interesująca. Określenie "interesująca" nie oznacza tu nic innego jak
"powodująca uniesienie brwi", czyli zdziwienie graniczące z politowaniem. Gdyby to była tylko polityka sprzed odzyskania
suwerenności, suwerenności dobrowolnie utraconej z chwilą przystąpienia do Unii Europejskiej i ostatecznie dobitej przez
podpisanie traktatu lizbońskiego, łatwo byłoby ją ignorować, traktując zachowania obecnie działających polityków tak, jak
dygnitarzy PZPR, czyli jako czysty teatr. Wtedy to nieliczni spiskowali, większość przebywała na politycznej emigracji
wewnętrznej, wiedząc swoje z Radia Wolna Europa, Głosu Ameryki i BBC.
Wiadomości spoza Żelaznej Kurtyny umacniały przekonanie każdego o krzywdzie, jaka spotkała Polskę i Polaków i o tym, że życie
w wolności i dobrobycie jest możliwe tylko na Zachodzie. Komunistyczni notable podzielali zresztą te opinie ludu pracującego
miast i wsi, co przejawiało się w zaskakującym, jak na wrogów kapitalizmu, parciem na zagraniczne placówki i załatwianiem
własnym dzieciom szans na lepsze życie w kapitalizmie właśnie.
Kto zaś spośród szarych obywateli nie potrafił wytrzymać ograniczeń i rytuałów komunizmu, zawsze mógł salwować się ucieczką,
a nawet oficjalną emigracją za urzędowym zatwierdzeniem w postaci paszportu w jedną stronę. Niekiedy była to też ucieczka
przed odpowiedzialnością za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu, za udział w eksterminacji współobywateli, za nielojalność
w chwili próby. Pomijanie tematu lojalności wobec Polski jako kryterium oceny obywatela Państwa Polskiego jest narzuconą nam
przez obcych manierą dyskursu publicznego, gdzie indziej nie spotykaną, bo chyba tylko nasze pseudoautorytety moralne mówią,
że pada deszcz, kiedy inni plują im w twarz.
W każdym razie jakaś tam szczątkowa emigracja, przez zieloną granicę czy za zgodą Milicji Obywatelskiej, a w stanie wojennym
także za jej namową, przyczyniała się do rozładowywania napięć wynikających z mizerii życia w najweselszym baraku obozu
socjalistycznego. Pozostała w kraju reszta musiała się jakoś urządzić na miejscu, w systemie nielubianym, ale przecież - na
przykład za Gierka - nie znienawidzonym. Poluzowanie śruby ideologicznej, zwłaszcza wycofanie się władców PRLu z otwartej
walki z kościołem katolickim na forum publicznym, miało udowodnić Polakom, że tzw. władza socjalistyczna nie jest kulturowo
niekompetentna, ponieważ katolików toleruje, choć do współrządzenia ich oczywiście nie zaprasza. Tym samym polski barak był
nie tylko najweselszy, ale i najbardziej ureligijniony spośród wszystkich z całego obozu, a prześladowania chrześcijan, które
miały miejsce w Sowietach, NRD, Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii i na Węgrzech, nie były do pomyślenia w Polsce Ludowej.
Prześladowania prześladowaniami, ale Angela Merkel, córka luterańskiego pastora sławnego na całe NRD i NRF z posiadania dwóch
samochodów i bajecznej na tamte czasy wolności przekraczania w obie strony granicy Wschód - Zachód, robiła karierę naukową w
Akademii Nauk DDR i równocześnie polityczną w młodzieżowej przybudówce partii Honeckera, kierując komórką do spraw agitacji i
propagandy. Praca w Agiprop i pionierskie umiłowanie Związku Radzieckiego zapewniły przyszłej pani kanclerz państwowe
wyróżnienie za znajomość języka rosyjskiego, przydatne w rozmowach n. p. z pracownikami KGB, w tym z prezydentem, czy
premierem zaprzyjaźnionego mocarstwa, zaś pochodzenie pani kanclerz z mamy urodzonej w Gdańsku w rodzinie po części z Elbląga
jakże ułatwia przyjacielską współpracę kanclerz Merkel i z premierem Donaldem Tuskiem i z przewodniczącą Eriką Steinbach.
Jaki ten świat mały i w gruncie mało skomplikowany.
I co tu się dziwić, że pan Henryk Stokłosa powrócił do pracy dla Ojczyzny w senacie RP. Ludzki to pan. Po mordzie nakładzie,
ale zginąć z głodu ludziom nie pozwoli. A że zanieczyszcza środowisko? Jest za to swój. Obcy w Kutnie też biją, też trują, a
przeżyć nie dają. Po skutecznym sparaliżowaniu wszystkich służb kontroli i nadzoru każdy zanieczyszcza środowisko czym chce i
kiedy chce. Gdzie spojrzeć snują się dymy, wiszą pyły, walą w nos odory, na dachach bloków sterczą maszty telefonii
komórkowej, tuż za płotami kręcą się turbiny wiatrowe, potoki samochodów osobowych i tych najgroźniejszych - TIRów, dosłownie
nie mieszczą się kanionach ulic i wąskich dróżkach, nie dają nawet oddychać, a co dopiero przejść przez ulicę. Wzbogacona
dioksynami wieprzowina z Niemiec, kurczaki z Brazylii i Tajlandii hodowane tak tanio, że opłaca się je transportować przez
oceany też przecież Polakom nie szkodzą. Komu się nie podoba, może wyjechać. Niekompetentni kulturowo lewacy i tak kradną nam
Polskę. Wyjechać może każdy, jak obiecał prezydent Aleksander Kwaśniewski. To nie PRL, droga wolna.
 

niedziela, 13 lutego 2011

BARBARA WITKOWSKA W INTERNECIE KOMENTUJE

Od niepodległości do niepodległości
barbarawitkowska, wt., 08/02/2011 - 21:19
Dziś właśnie kupiłam w IPNie książkę o wymienionym wyżej tytule, która jest swojego rodzaju testamentem Śp. Janusza Kurtyki,, a w zamyśle miała być podręcznikiem do historii dla wszystkich maturzystów. Piękne wydanie, ładny papier , nowoczesne i przejrzyste uporządkowanie materiału, sporo zdjęć. I byłoby pieknie, gdybym nie zaczęła jej sprawy od tematu , która mnie bardzo interesuje, a mówiąc eufemistyvznie nie była ulubionym tematem wszystkich poprzednich ekip politycznych. No więc zajrzałam i trafił mnie szlag, zalała mnie krew i wszystko co tylko. Na stronie 179 i 180 w rozdziale pt.Stosunki polsko-ukrainskie. Masowe zbrodnie na Polakach, siłą rzeczy bardzo mocno skrótowym czytamy że:
1.Liczbę pomordowanych na całym obszarze RP zamieszkiwanym przez Polaków i Ukraińców szacuje
się na ponad 100tys.
Skąd u licha IPN wziął takie liczby, są one poprawne pod warunkiem założenia, że  blisko 200tys to też ponad 100tys
2. i dalej: Zbrodnie o znamionach ludobójstwa etc.
Jeżeli to były zbrodnie o znamionach ludobójstwa to jaka jest definicja  ludobójstwa w ocenie IPNu.
Tekst spłodził Marek Gałęzowski.
Czy tak wyglądała nasza racja stanu, żeby sprzedać pamięć ofiar, historyczne fakty i  swoją godność rękami  rzekomo prawicowych historyków za bezwarunkową , zaczadziałą  jednostronną miłość z Ukraińcami. Tfu, nie chcę takiej Polski.
A teraz będzie bardzo gorzka refleksja, za którą zbiorę niepochlebne komentarze, ale muszę to napisać. Co mam odpowiedzieć w imieniu Polski znajomym Rosjanom, którzy pytają mnie dlaczego walczymy ciągle o Katyń, jeżeli o ofiarach  rzezi ( i to dokonanych nie przez funkcjonariuszy reżimu tylko najczęściej przez sąsiadów) nie mamy odwagi ani uczciwości nawet przypomnieć. Wolimy zapomnieć, że  oni istnieli i że zginęli zamordowani  nawet nie strzałem w tył głowy tylko siekierami , widłami,  matki na oczach dzieci, dzieci na oczach matek.
Jeżeli o nich zapomnimy niech Bóg zapomni o nas.
 Panie Gałęzowski HAŃBA.
 O zmarłych nie mówi się żle, więc zamilczę.
Włącz obserwowanie wątku

O ZAUFANIU DO KOŚCIOŁA ....

Kwestia zaufania
Piątek, 11 lutego (07:49)
Gdy słyszy się, że Kościół gwałtownie traci zaufanie, można wpaść w panikę. Gdzie jak gdzie, ale w Kościele katolickim zaufanie ma wielkie znaczenie. Jeżeli w tej dziedzinie następuje radykalny kryzys, to jest się nad czym zastanawiać. Przede wszystkim jednak trzeba ustalić, o co konkretnie z tym zaufaniem chodzi.
"Kościołowi katolickiemu ufa dziś 66 proc. W ciągu siedmiu lat liczba ta zmalała o 12 punktów procentowych - wynika z sondażu TNS OBOP" - doniosły niedawno media. Według CBOS z kwestią zaufania Polaków do Kościoła jest jeszcze gorzej. "Kościół katolicki cieszy się zaufaniem 58 proc. Polaków. To nieco więcej w porównaniu z jesienią ubiegłego roku, ale dużo mniej niż przed sporem o krzyż przy Pałacu Prezydenckim - wynika z najnowszego sondażu CBOS dotyczącego oceny działalności najważniejszych instytucji publicznych" - podała Katolicka Agencja Informacyjna.
W grudniu ubiegłego roku prof. Mirosława Grabowska, socjolog, dyrektor CBOS, zwracała uwagę, że w badaniu kwietniowym (2010 - przyp. ks. AS), przeprowadzonym tuż po katastrofie smoleńskiej, zaufanie do Kościoła było bardzo wysokie, powyżej 70 proc. Niespełna pół roku później, w badaniu wrześniowym, gwałtownie spadło do około 50 proc. "Tak gwałtownych zmian w ocenia Kościoła w ostatnich latach nie było" - wskazywała prof. Grab
Ale tytuły typu "Spada zaufanie do Kościoła wśród Polaków" nie są nowością ostatnich miesięcy. Wystarczy takie sformułowanie wpisać do internetowej wyszukiwarki, żeby trafić na podobne informacje na przykład z roku 2008 lub 2007.
Problem spadku zaufania do Kościoła nie dotyczy zresztą tylko Polaków. W marcu zeszłego roku można się było dowiedzieć, że "Mniej niż jedna trzecia Niemców jest przekonana co do przyzwoitości katolickich duchownych i uważa Kościół katolicki za bliski prostym ludziom i godny zaufania. Ponadto spośród katolickich respondentów tylko niecała połowa przyznała, że ufa swemu Kościołowi". W tym samym czasie watykański sekretarz stanu kard. Tarcisio Bertone twierdził, że spadek zaufania do Kościoła nie jest przypadkiem. "Kościół cieszy się wciąż wielkim zaufaniem ze strony wiernych, tylko że ktoś stara się podkopać to zaufanie" - powiedział kard. Bertone podczas spotkania z włoskimi przedsiębiorcami w Rzymie. Dwa miesiące później media alarmowały: "Do rekordowo niskiego poziomu spadło zaufanie Włochów do papieża i Kościoła - wynika z sondażu opublikowanego na łamach dziennika "La Repubblica". Zaufanie do Benedykta XVI ma 46,6 proc. ankietowanych".
Zaufanie to dla Kościoła kwestia fundamentalna. Wiara, którą głosi, nie ogranicza się tylko do akceptacji pewnego zespołu dogmatów, ale jest zawierzeniem, ufnością. Katolik nie tylko wierzy w Boga, ale też wierzy Bogu. Przypominają o tym liczne teksty modlitw. Przypominają o tym takie zwroty jak "Jezu ufam Tobie". "Ufność jest to spodziewanie się czyjejś pomocy. Nie stanowi ona cnoty osobnej, lecz jest warunkiem koniecznym cnoty nadziei oraz częścią składową cnoty męstwa i wielkoduszności. Ponieważ ufność wypływa z wiary, potęguje nadzieję i miłość, a oprócz tego w ten lub inny sposób wiąże się z cnotami moralnymi, dlatego można nazwać ją podkładem, na którym cnoty teologiczne łączą się z moralnymi. Cnoty moralne z naturalnych przekształcają się w nadprzyrodzone, o ile praktykujemy je z ufnością w pomoc Bożą" - pisał przed laty błogosławiony ks. Michał Sopoćko.
Dla Kościoła, jako wspólnoty wiary i jako instytucji prowadzącej ludzi do Boga i do zbawienia, tak rozumiane zaufanie jest niezbędne. Radykalny spadek tak pojmowanego zaufania byłby dla Kościoła wielkim dramatem. Byłby uderzeniem w fundament. Czy jednak takim zaufaniem do Kościoła zajmują się pracownie badania opinii publicznej? Czy badają one tę delikatną i intymną relację między człowiekiem a wspólnotą i instytucją, od której spodziewa się doprowadzenia do życia wiecznego

sobota, 12 lutego 2011

Z PRASY POLSKIEJ

Z pamiętnika Donalda "Cudotwórcy"


Czwartek, 3.02.2011 r.
Rany boskie, gdzie ja byłem? Co tam się działo! Jeszcze niedawno cieszyliśmy się taką fajną narracją medialną, że nie mieliśmy nawet z kim przegrać, a teraz możemy przegrać sami ze sobą! Wszyscy jesteśmy w jednej partii, a okazuje się, że Grzesiu, Jarek z Krakowa, a nawet Bronek ciągle zapominają, że musimy grać do jednej bramki! Sondaże nam lecą na pysk!I nic dziwnego! Jak ktoś jeszcze będzie mówił o naszej spóźnionej reakcji na raport MAK albo opowiadał o zbyt wolnych reformach, to musi wiedzieć, że takie słowa niszczą Platformę i zaraz po wyborach go i z rządu, i z partii... no, wyproszę go, no!

Piątek, 4.02.2011 r.
Ewa z Ministerstwa Zdrowia jakoś przekonała dziennikarzy, że na nikogo nie wydzierałem się jak baba. W ogóle nie byłoby nerwów ani strat w sondażach, gdyby wszyscy pracowali tak jak Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, albo Czaruś z Ministerstwa Infrastruktury. "Jacek" każdego dnia dokonuje księgowych cudów w gospodarce. Coś dolicza, coś odlicza, księguje nasz dług tak, żebyśmy nigdy nie przekroczyli konstytucyjnej granicy. Czaruś ogłasza coraz to nowe przetargi, żebyśmy tylko nie musieli wydawać pieniędzy na budowę nowych dróg. A co robi Grześ?

Sobota, 5.02.2011 r.
Opozycjoniści wcale nie są lepsi od Grzesia... Oskarżają nas o obsadzanie stanowisk w agencjach i spółkach Skarbu Państwa partyjnymi kumplami, krewnymi i znajomymi z "Pędzącego Królika". Ewa od razu chciała im powiedzieć, jak bardzo te podejrzenia nas obrażają. Przygotowała sobie fajne przemówienie z opisem, jak to z największą starannością, do głębokości 1 metra przekopywała się przez zestawienia z danymi o zatrudnionych w zarządach państwowych firm i... nikogo z naszej partii tam nie znalazła! Na szczęście Czaruś szybko zaproponował, żeby ktoś z nas po prostu stwierdził, że nie wierzy, aby jakieś stanowiska obsadzano na zasadzie kumoterstwa.

Niedziela, 6.02.2011 r.
Co się stało z tymi sondażami? Jest coraz gorzej! Chłopaki od pijaru mówią, że to przez media, które krytykują nas za plan zmiany systemu emerytalnego, a na dodatek ciągle mówią o wzroście bezrobocia i bałaganie w PKP. Spytałem Czarusia, czy moglibyśmy coś z tym zrobić. Przyznał się, że w walce z bezrobociem, szczególnie w Łodzi, ma spore sukcesy. A co do kolei, to najbardziej zaszkodził nam śnieg leżący na torach. "Ale skąd się wziął ten śnieg? Czy ktoś z PiS-u zbierał go z pól i wrzucał na torowiska?" - zapytałem, podejrzewając najgorsze. Czaruś stwierdził, że nie chciałby nikogo oczerniać, ale widział kiedyś, jak Grześ wkładał do bagażnika swojego samochodu łopatę...

Poniedziałek, 7.02.2011 r.
Bronek robi się coraz bardziej buńczuczny. Życzył mi, żebym kiedyś osiągnął w polityce zagranicznej tyle co on. A jemu udało się np. zdobyć "koronę Himalajów"! Papież, prezydent USA, prezydent Rosji, a teraz Angela i Nicolas z Paryża. Wszystkim zależało, żeby się z nim spotkać. Bronek świetnie czuje się w roli lwa salonowego. Śmiał się nawet z gaf, jakie się przytrafiły Nicolasowi. Francuski gość przyjechał do Wilanowa bez parasola, no i w czasie powitania z niezbyt wesołą miną musiał stać i moknąć. Jeszcze zabawniej było na przyjęciu w pałacu. "Kiedy tylko usiadłem, to Nicolas, nie czekając na Angelę, też usiadł! Zupełnie jakby bał się, że krzesła też dla niego zabraknie!" - żartował w swoim stylu Bronek.

Wtorek, 8.02.2011 r.
Przez ataki ekonomistów związanych z funduszami emerytalnymi zacząłem się już zastanawiać, czy czasem nie opłaca nam się zrezygnować z reformy. Banki nasyłały na nas swoich pijarowców, analityków, dziennikarzy. Ta wielka siła medialna mogła spowodować, że przegramy wybory! Na szczęście "Jacek" to ekonomiczny geniusz... Wymyślił fortel, dzięki któremu powinniśmy z nimi dojść do jakiegoś kompromisu. "Ogłosimy dziennikarzom, że do końca lutego będą gotowe założenia projektu ustawy o specjalnym podatku bankowym, a sam podatek będzie obowiązywał jeszcze w tym roku!" - stwierdził Jacek. Zobaczymy, jak zareagują na ten blef...

Środa, 9.02.2011 r.
Teraz to już naprawdę przesadzili... Ekonomiści zaczęli rozsiewać plotki, że wkrótce możemy zbankrutować! Dlaczego? Bo musimy coraz więcej płacić za nowe kredyty. Według atakujących nas ekspertów, jeśli rentowność 10--letnich obligacji kraju rośnie w okolice 7 procent, to znaczy, że taki kraj jest bliski bankructwa! Nie wiem, co byśmy w tej sytuacji zrobili bez "Jacka"... Szybko sklecił jakiś komunikat, z którego wynikało, że możemy płacić nawet więcej, a i tak nie zbankrutujemy! Zapytałem go, czy rzeczywiście nic nam nie grozi. "Jacek" był bardzo pewny swego. "Donek, zaufaj mi! Przed wyborami na pewno nie zbankrutujemy!". Uff... Kamień spadł mi z serca.

Piotr Tomczyk

WYSŁUCHAJ !!!

piątek, 11 lutego 2011

ŚAIATOWY DZIEŃ CHOREGO

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110211&typ=wi&id=wi08.txt

UWAGA !!

Ostrożnie z internetem


Coraz powszechniejszy dostęp do internetu, zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży, możliwość umieszczania w nim dowolnych treści, łatwość wyszukiwania i pewna anonimowość mogą stanowić realne zagrożenie. Egzorcyści alarmują, że strony zawierające treści okultystyczne mogą narażać przeglądające je osoby na wpływy demonów i na opętania.

Na strony poświęcone okultyzmowi, czarom, kartom tarota, usługom osób określających się jako medium, rzucaniu i znoszeniu klątw na zamówienie za drobną opłatą, sprzedaży rzekomo magicznych przedmiotów, wreszcie na porady dotyczące praktyk okultystycznych czy magii - na to wszystko można natknąć się w internecie, i to wcale nie podejmując poszukiwań w tej materii. Częstokroć tego typu informacje są wysyłane na skrzynki mailowe, pojawiają się przy otwieraniu stron o zupełnie innej zawartości. To wszystko naraża coraz większe grono osób na wpływy demonów, a egzorcyści alarmują, że korzystanie z tego typu stron może być bardzo niebezpieczne. - Strony internetowe poświęcone okultyzmowi, czarom, tarotowi, seansom spirytystycznym coraz bardziej narażają młodych ludzi na opętania przez szatana - podkreśla ks. Gary Thomas, amerykański egzorcysta cytowany przez "Catholic Herald", którego doświadczenia posłużyły do zrealizowania filmu poświęconego opętaniom i związanym z nimi zagrożeniom w dzisiejszym świecie. Jak wyjaśnia egzorcysta, nie ma prowadzonych statystyk, jak wiele osób zostało opętanych, jednak zauważa się zdecydowany wzrost ich liczby. I jak się okazuje, internet niestety może się w sposób niebagatelny przyczyniać do tego, że coraz więcej osób, które były wychowywane w wierze, zaczyna uczestniczyć w praktykach bałwochwalczych i pogańskich. - Brakuje Boga w życiu wielu ludzi - podkreśla ks. Thomas, dodając, że to jest główną przyczyną wzmożonej aktywności szatana. Egzorcysta - na co dzień pracujący w diecezji San Jose w Kalifornii - wskazuje, że niestety także wielu rodzicom brakuje umiejętności krytycznej oceny, biorącej pod uwagę wartości wynikające z wiary, tego, z czego ich dzieci korzystają, surfując po internecie.
Jak zwraca uwagę o. dr Aleksander Posacki SJ, specjalista w zakresie teologii duchowości, znawca demonologii, internet - prócz niewątpliwych korzyści, które może ze sobą nieść, chociażby dając pole dla nowej ewangelizacji - może też jednak stanowić poważne zagrożenie. Prezentowane są w nim nie tylko gotowe teksty poświęcone np. okultyzmowi, ale także praktyczne wskazówki, jak, co i w jakiej kolejności zrobić, by np. przejść pierwszy, drugi czy kolejny stopień inicjacji. - Przez korzystanie z tych informacji bardzo szybko może nastąpić jakiś rodzaj zniewoleń - przestrzega o. dr Posacki. Jak zauważa, internet pozwala na zamieszczanie w nim praktycznie wszystkiego, a instrukcje okultystyczne mogą tam być dużo bardziej radykalne, konkretne, niż jest to dozwolone w książkach, które mimo wszystko poddawane są jakiejś kontroli. Oprócz stron jawnie okultystycznych, jezuita przestrzega także przed stronami np. o Harrym Potterze; jak wyjaśnia, można w nich znaleźć odnośniki do realnej magii. Ksiądz kanonik Andrzej Grefkowicz, egzorcysta archidiecezji warszawskiej, zwraca z kolei uwagę na to, by rodzice mądrze towarzyszyli dziecku w korzystaniu z komputera i nim zdecydują się np. na podarowanie mu jakiejś gry, wcześniej się jej dokładnie przyjrzeli, żeby uczulali dzieci na potencjalne niebezpieczeństwa.
Wiadomo, że internet jest dziś powszechnym narzędziem i mądre korzystanie z niego na pewno nie przyniesie nikomu szkody, wręcz przeciwnie - może on stanowić bogate źródło wiedzy i być środkiem do niesienia innym Chrystusa. Jednak trzeba pamiętać o kilku zasadach. Przede wszystkim należy być czujnym i pamiętać, że w internecie nie wszystko jest dobre i warte naszej uwagi. Nigdy nie można dopuścić do sytuacji, w której komputer stałby się naszym "bożkiem" i prowadził do zaniedbywania realnych więzi z rodziną i przyjaciółmi.

Maria Popielewicz

środa, 9 lutego 2011

Z PRASY NA GRANICY SATYRY I HUMORU

http://fakty.interia.pl/tylko_u_nas/news/fortuna-kolem-sie-toczy,1590407,3439

Z PRASY POLSKIEJ

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110209&typ=my&id=my02.txt

TROCHĘ DOBREJ PRASY

http://www.newsfix.pl/index.php/2010/11/04/pinezki-nowy-miesiecznik-satyryczny/            POLECAM  !!!

POLECAM -PLANUJĄCYM MAŁŻEŃSTWO

http://www.bibula.com/?p=32155

z prasy -POLECAM !!

http://www.bibula.com/?p=32184

Z PRASY POLSKIEJ

Posłanka w kamieniołomach


Szczerość w polityce nie popłaca! Posłanka Platformy Obywatelskiej Joanna Mucha przekonała się o tym już dwa lata temu, kiedy to żaliła się dziennikarzom na wysokość poselskich wynagrodzeń. - Nasze uposażenia nie pozwalają nam na to, żebyśmy mogli w jakiś drastyczny sposób poszaleć i ubierać się naprawdę świetnie i wspaniale - wyznała smutnym głosem parlamentarzystka PO. Niestety, dziennikarze nie wykazali się w tej sytuacji wrażliwością. Żaden z nich nawet nie próbował ustalić, jakie wynagrodzenie za służbę Narodowi mogłoby zadowolić "najpiękniejszą posłankę Platformy". Niespodziewanie znacznie większe zainteresowanie mediów wywołał jeden z ostatnich wywiadów posłanki Muchy. Pogląd, że "starsi ludzie to kłopot", a do lekarza "chodzą dla rozrywki", nie wywołał jednak medialnego aplauzu... - Przyjdzie mi to odpracować w kamieniołomach. Mam takie poczucie strasznie niezasłużonego zbierania po głowie. Powtarzam sobie, że "nie masz prawa w polityce do adwokata i w każdej chwili wszystko, co powiesz, zostanie obrócone przeciwko tobie" - zasmuciła się szczera pani poseł. Taki już los parlamentarzystów! Nie dość, że zmuszani są do pracy w "kamieniołomach", to jeszcze za wynagrodzenie, które nie pozwala im poszaleć...

Piotr Tomczyk

C.D.

Hej, sokoły... Dzwoń, dzwoneczku... - Bronek, jak to leciało?
fot. R. Sobkowicz
Hej, sokoły... Dzwoń, dzwonecz
Hej, sokoły... Dzwoń, dzwoneczku... - Bronek, jak to leciało?
ku... - Bronek, jak to leciało?

niedziela, 6 lutego 2011

Z SALON24 POLECAM !!!

02.02.2011 16:21 2 Największe skandale III RP       Ci, którzy oczekują pod tym tytułem opisu spraw  istotnych dla ogółu społeczeństwa, np. rosnącego długu publicznego, nadużyć przy prywatyzacji majątku państwowego, zawierania niekorzystnych dla Polski umów międzypaństwowych, korupcji przy publicznych zleceniach, fatalnego stanu infrastruktury lub czegoś podobnego będą musieli poszukać takich informacji gdzie indziej. Gdzie? Nie wiadomo, bo głównonurtowe media pochłonięte życiem psychicznym liderów opozycji i skandalami wywoływanymi nagminnie przez jej polityków raczej niechętnie podejmują tego rodzaju tematy.
       Oczywiście zdarzają się wyjątki - dobre, analityczne artykuły pojawiają się w wydawnictwach niszowych czy w dziennikach lub periodykach o profilu ekonomicznym (lub w działach ekonomicznych). Można z nich wyciągnąć wiele wniosków dotyczących nieprawidłowości i skandali w polskim życiu politycznym i gospodarczym ale nie są to zwykle materiały docierające do ogółu społeczeństwa. Jak wyglądała więc w ostatnich tygodniach informacja na temat największych skandali III RP?
       Polegała ona przede wszystkim na tłuczeniu do ludzkich głów informacji o nieetycznych zachowaniach posłów PiS, które swój finał znajdą w Komisji Etyki. Ktoś zapytał, czy premier jest na kursie i na ścieżce, ktoś zarzucił rządowi, że uprawia zaprzaństwo a ktoś poradził wicemarszałkowi Sejmu RP Niesiołowskiemu, aby skorzystał z rady min.Klicha (pierwotny zawód - psychiatra). I już są skandale. W ostatnim przypadku ciekawy jest brak symetrii - chodzi o psychiatryczne diagnozy wystawiane przez Pana Marszałka wyborcom PiS-u, do czego jak wiadomo też nie jest uprawniony. Skandalu natury etycznej jednak nie było.
       Kolejny skandal - również z finałem w Komisji Etyki - to fakt, że poseł Dorn się napił. Pisałam o tym w notce "Ludwik Dorn: Gdzie jest sensacja?", więc zainteresowanych odsyłam tam, poza tym sprawa jest zupełnie niewarta dalszego rozpatrywania, bo napił się i koniec. Porównywalna ze skandalem "Ludwik Dorn napił się" jest jedna z większych afer ostatnich czasów, gdy dwóch posłów PiS - podobno czy faktycznie - pojeździło sobie po konferencji w stanie wskazującym meleksami i coś tam porozbijało. Temat obrabiano przez kilka dni, w każdej rozmowie i w każdej audycji z udziałem polityków.
       Zupełnie nowa jakość w śledzeniuniu afer i skandali to wręcz heroiczne wytropienie przez jedynie słusznych dziennikarzy faktu, że dr Kuźmiuk sporządza ekonomiczne ekspertyzy dla europosła Janusza Wojciechowskiego. Na czym ten skandal ma właściwie polegać, nie bardzo wiadomo ale jest pilnie komentowany i opisywany. Wiadomo, o wielkich skandalach trzeba mówić.
       Nic tam bałagan na kolei i na poczcie, nic tam niedorzeczności w śledztwie smoleńskim, nic tam umowy gazowe czy brak umów o ruchu tranzytowym dla TIR-ów i związane z tym ogromne straty dla całej branży. Najważniejsze, że można porozprawiać o etyce polityków opozycji no i że można ich obarczyć odpowiedzialnością za sytuację w państwie, skoro już mają na sumieniu takie skandale.

P.S. Wiedziona doświadczeniem odpowiadam z góry wszelkim trollom i chcących mi zarzucić, że popieram jakieś pijaństwa, łajdactwa itp., że nic takiego nie popieram. W razie wątpliwości proszę ponownie i dokładnie przeczytać notkę i odczepić się  z tym ode mnie.

sobota, 5 lutego 2011

Z PRASY POLSKIEJ

Orzeł i reszka

Arabska Wiosna Ludów



Tunezja, Egipt, Algieria, Oman, Jordania, Jemen - co dalej będzie się działo na Bliskim Wschodzie? Masowe i gwałtowne demonstracje początkowo były protestem przeciwko biedzie i wysokiemu bezrobociu, obecnie miliony ludzi chcą upadku antydemokratycznych reżimów rządzących za pomocą bagnetów. Z Arabskiej Wiosny Ludów bardzo niezadowoleni są wszyscy ci, którzy takie kraje jak Egipt traktują jak wakacjowiska na gorących plażach za tanie pieniądze. Chcieliby, aby łamiące prawa człowieka, skompromitowane i skorumpowane dyktatury i półdyktatury nadal rządziły, jeśli za 300 dolarów przez tydzień będzie można w otoczonych morzem nędzy luksusowych kurortach poczuć się choć przez chwilę jak milioner... Problem jest jednak znacznie szerszy i głębszy, a to, co zostało zapoczątkowane w Tunezji i rozlewa się na kolejne kraje regionu, jest zapowiedzią zmiany obecnego status quo.
Zaniepokojone sytuacją są państwa zachodniej Europy, ale znacznie bardziej nerwowo jest w Waszyngtonie, a w Tel Awiwie pojawiają się już wizje katastroficzne. Reżim prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka zwalczał bowiem islamistów i przestrzegał pokoju z Izraelem z 1979 roku. Jego upadek będzie oznaczał przejęcie władzy przez Bractwo Muzułmańskie, najsilniejsze i najlepiej zorganizowane ugrupowanie opozycyjne, które jest przeciwnikiem państwa żydowskiego. Jeśli dotychczasowy sojusznik stanie się wrogiem, pozycja Izraela w regionie bardzo osłabnie, bo będzie otoczony przez samych wrogów i Tel Awiw nie będzie mógł już prowadzić polityki siły i faktów dokonanych, ale zostanie zmuszony do ustępstw wobec Palestyńczyków i świata arabskiego.
Amerykanie są poirytowani, bo zagrożony jest ich strategiczny sojusznik w regionie, z którego pochodzi większość światowych zasobów ropy naftowej. Poza tym sypie się polityka hipokryzji uprawiana od lat, która polegała na wspieraniu nawet krwawych satrapów (np. Saddama Husajna w Iraku), byleby nie dopuścić do władzy islamistów. Przy czym to wszystko odbywało się w sztafażu frazesów o wolności, demokracji i prawach człowieka. Ta obłuda i tzw. pragmatyzm powodują, że najsilniejsze państwo Zachodu, które zostało zbudowane na fundamencie chrześcijańskim, gorliwie wspiera antychrześcijańskie rządy Saudów w Arabii Saudyjskiej. Tym samym działa przeciwko cywilizacji, bo i tak prędzej czy później islamiści dojdą do władzy. I będą tym silniejsi, im bardziej Zachód ulegnie dyktaturze relatywizmu, będzie antyreligijny, niemoralny i w pogańskim tańcu samozniszczenia będzie niszczył własne chrześcijańskie korzenie.
Waszyngton nie miałby żadnych skrupułów moralnych, by prezydentem Egiptu został Osama bin Laden (przez wiele lat najlepszy współpracownik USA), o ile zagwarantowałby utrzymanie dotychczasowego porządku. Pamiętny zamach z 11 września 2001 r., nie tylko w Europie Zachodniej, ale także w Stanach Zjednoczonych komentowano w kontekście oporu przed polityczną, ekonomiczną i militarną ekspansją USA. Atak przedstawiano jako reakcję świata islamskiego na imperializm polityczny i kulturowy, na makdonaldyzację kultury, terror Hollywood, Disneya i MTV. Do powstania ruchów islamistycznych przyczynił się bowiem Zachód, spuścizna kolonializmu wraz z oświeceniową koncepcją państwa świeckiego, w którym prawo oderwane jest od moralności. Pojawił się klimat do narodzin idei Zachodu jako wielkiego szatana z jego ideologią państwa laickiego, a więc bezbożnego, i na to powstała reakcja w postaci tzw. fundamentalizmu. Najlepszym lekarstwem dla Zachodu jest powrót do moralnej polityki i chrześcijańskich korzeni cywilizacji. Walka z krzyżem zawsze promuje półksiężyc.
W świetle tej refleksji mielibyśmy do czynienia ze zderzeniem Pax Americana przekształcającym się w Pax Civilitatis z ummą, czyli uniwersalną wspólnotą religijną opartą na prawach szariatu. Atakując cele w Ameryce i spodziewając się kontruderzenia, autorzy zamachu z 11 września chcieli doprowadzić do polaryzacji islamskiego świata: na tych, którzy są za ustanowieniem ummy, i na reżimy arabskie będące w sojuszu z USA, a to miałoby przyspieszyć wybuch rewolucji na Bliskim Wschodzie. Czyżby zatem Arabska Wiosna Ludów blisko 10 lat po zamachu na World Trade Center była realizacją tego scenariusza?
Jan Maria Jackowski

Z pamiętnika Donalda "Cudotwórcy"


Czwartek, 27.01.2011 r.
Jean-Vincent, czyli nasz "Jacek" z Ministerstwa Finansów, mówi, że jak się raz wpadnie w spiralę zadłużenia, to nie ma już innego wyjścia niż dalsze zwiększanie długu. Wyborcy nie powinni się buntować, dopóki mają ciepłą wodę w kranie. Dzięki nowym kredytom na "kupowanie czasu" moglibyśmy spokojnie porządzić nawet jeszcze przez kilka lat, gdyby nie... zagraniczni ekonomiści. Nagle zaczęli nas krytykować jeszcze mocniej niż opozycja! A razem z nimi Leszek, który kiedyś miał nawet dostać Nagrodę Nobla. Trudno się teraz z nim dogadać. "On zaprzeda duszę diabłu, żeby tylko bronić OFE" - podsumował jego ostatnie wypowiedzi Janek Krzysiu.

Piątek, 28.01.2011 r.
Różne banki wiele razy oceniały nas krytycznie. Twierdziły, że naszymi śmiałymi reformami uratowaliśmy się od kryzysu i jesteśmy zieloną wyspą, ale gdybyśmy działali trochę szybciej, to tej zieleni mielibyśmy dużo więcej. Taką krytykę można by jeszcze zrozumieć. Ale teraz doszło już do tego, że analitycy zaczynają mówić o możliwym bankructwie Polski i narzekać, że rząd nie ma żadnego planu naprawy finansów publicznych! Zupełnie jakby nie wiedzieli, że cały czas "kupujemy czas" i nawet jeśli kiedyś zbankrutujemy, to na pewno nie przed wyborami! Na razie dziennikarzy uspokoił jeden z zastępców "Jacka". Powiedział im, że "nie ma powodów do histerii". Ale co będzie dalej?

Sobota, 29.01.2011 r.
Chłopaki od pijaru uznali, że nie możemy ciągle czekać na nowe ataki i powinniśmy przejąć inicjatywę. "Jacek" będzie teraz ciągle powtarzał, że zaprasza Leszka (niedoszłego noblistę) i innych krytyków reformy emerytalnej do telewizyjnej debaty. "Leszek na taką debatę nigdy nie przyjdzie!" - cieszył się "Jacek". Debata nie jest nam do niczego potrzebna, ale argument, że jej chcieliśmy, bardzo by się w rozmowach z dziennikarzami przydał. Tylko skąd wiadomo, że Leszek się nie zgodzi? Będzie się bał, że po dyskusji z "Jackiem" znów odkręci mu się śrubka przy okularach...? "Przecież nie powie ludziom, że muszą zaciskać pasa, żeby zarządy OFE mogły zarobić kolejny miliard" - wyjaśnił prawie najlepszy minister finansów UE.

Niedziela, 30.01.2011 r.
Angela poprosiła, żebym jutro w czasie spotkania z przywódcami europejskimi odegrał rolę unijnego prymusa. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli to ja powiem o potrzebie europejskiej solidarności. Po opowieściach o nowym cudzie gospodarczym nad Wisłą mam stwierdzić, że Europa, zwłaszcza w czasach kryzysu, potrzebuje solidarności i przeciwstawiania się narodowym egoizmom. Tak się złożyło, że akurat naszego rządu nikt o egoizm narodowy nie oskarża... Zawsze mówiliśmy np. o potrzebie solidarności energetycznej. Wszyscy wiedzą, że gdy będzie taka potrzeba, to dla dobra europejskich inwestycji możemy zrezygnować nawet z egoistycznego wykorzystywania portu w Świnoujściu.

Poniedziałek, 31.01.2011 r.
Co za udany dzień! Angela, razem z Nicolasem z Paryża, nie mogła się mnie nachwalić! Słowacja nie finansuje innych krajów strefy euro, Grecja robi machlojki, żeby jak najwięcej wydobyć ze wspólnej kasy, Irlandia nawet na przyjęcie pomocy dla banków się nie zgadzała... Na tym tle moje prowspólnotowe przemówienie musiało wszystkich zadziwić. Polska jest najbardziej wyrazistym dowodem, jak bardzo unijna polityka spójności niweluje różnice między naszymi krajami. Dzięki temu my w Polsce możemy z większym spokojem oceniać ostatnie dwa lata... Radość tych chwil psuła mi tylko świadomość, że gdy wrócę do kraju, to polscy malkontenci od razu będą się dopytywali, czy szybciej rośnie nam dług czy PKB...

Wtorek, 1.02.2011 r.
Chłopaki od pijaru martwią się najnowszymi sondażami popularności. Wyniki mam coraz gorsze... Mówią, że to może być efekt wzrostu bezrobocia. Stopa bezrobocia w grudniu 2010 r. wzrosła do 12,3 proc., a liczba bezrobotnych zbliża się do 2 milionów osób. Nie wiem, jak to jest możliwe! W Warszawie Hania ciągle zwiększa zatrudnienie. Czaruś z Ministerstwa Infrastruktury zatrudnia ludzi z Łodzi. Nawet Bronek w swojej kancelarii znajduje pracę dla swoich starych kumpli... a bezrobocie rośnie! Z Bronkiem nawet chciałem pogadać o jego polityce zatrudniania, ale wykręcił się od rozmowy. A na pożegnanie rzucił dowcipem: "Już jest godz. 18.15! Muszę lecieć, bo Anka czeka z kolacją. Ale ty, Donek, jeszcze trochę popracuj, bo sondaże ci ostatnio spadają...".

Środa, 2.02.2011 r.
To spotkanie zarządu partii Grześ powinien zapamiętać na długo. Żeby już nigdy nie brał się za krytykę premiera ze swojego ugrupowania! Najpierw przez godzinę sam tłumaczyłem mu, dlaczego w polityce ważna jest lojalność. Gdybyśmy nie byli wobec siebie lojalni, to przecież i Bogdan z ministerstwa obrony, i Ewa z Ministerstwa Zdrowia, i nawet Czaruś, który tak skutecznie walczy z bezrobociem w Łodzi... wszyscy już dawno straciliby swoje stanowiska! Grześ dostał prawdziwą lekcję lojalności. I Czaruś, i Ewa, i Hania... wszyscy mnie poparli! Ewa powiedziała mu, że jest jej bardzo przykro. Bo z największą starannością, do głębokości 1 metra przekopywała się przez różne gazety, żeby znaleźć tam jakieś przeprosiny ze strony Grzesia. I nie znalazła.
Piotr Tomczyk

WARTO WYSŁUCHAĆ !!!!!

http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=24705   -TO B.B.CIEKAWY FELIETON -POLECAM !!!!! I POZDRAWIAM

piątek, 4 lutego 2011

DOBRA STRATEGIA

Kaczyński otworzy listę PiS w Warszawie

Jarosław Kaczyński otworzy w tegorocznych wyborach parlamentarnych listę PiS w Warszawie, drugie miejsce może zająć b.szef CBA Mariusz Kamiński. "Jedynką" na liście skupiającej gminy podwarszawskie ma być szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, "dwójką" - Ludwik Dorn.                                                               OK-BĘDZIE DOBRZE  !!!!!

WSPOMNIENIA PRABABCI

 Rodzina ksztaltuje czlowieka na cale zycie. Ubeckie rodziny byly izolowane i same sie izolowaly - fizycznie i psychicznie. Czesto mieszkania sluzbowe znajdowaly sie w osobnym/osobnych blokach. Zadnych Bozych Narodzen, zadnych 1szych Komunii sw, zadnej religii, zadnych slubow koscielnych, zadnych koligacji z bylymi AKowcami. Oni sie wrecz bali spotkac kogos z dalszej rodziny, ktory mial "wywrotowa przeszlosc". Czesto rodzice jeszcze mieli w sobie "cos z czlowieka" bo (o ile byli chlopami i UBekami z awansu) wychowani na wsi, cos z tradycji pamiatali.. ale juz ich dzieci, wychowane w tej czerwonej izolacji, to bylo UFO, zero patriotyzmu, czysty koniunkturalizm i zdolnosc do sprzedania kazdego za dowolna KORZYSC ( telefon, mieszkanie, talon na samochod) badz ( i o tym dobrze pamietac) ze zwyklego strachu. My tez sie balismy i tez marzylismy o "fantach", zwlaszcza o wlasnym kacie i telefonie, ale my mielismy to szczescie, ze wierzylismy w cos DUZO wiekszego od wlasnego strachu i wlasnej korzysci. Te wiare wynieslismy z domow rodzinnych i z kosciola.
Dlatego rodzina jest tak bardzo wazna. BARDZO.

jeden z internautów -napisał :

Pan i władca!!!
Oto TEN który mniema się ponad wszystkimi! KOMOROWSKI! Pseudokatolik któremu po zaprzysiężeniu na Prezydenta RP przeszkadzał KRZYŻ przed Pałacem, bo zapewne sumienie go dręczyło, że przyczynił się do zabójstwa swego poprzednika i 95 towarzyszącym najważniejszych osób w RP, tylko po to, aby zapewnić sobie posadkę. Jeszcze nie było oficjalnej informacji o śmierci Prezydenta RP prof. Lecha Kaczyńskiego, którego ciało odnaleziono dopiero po 8 godz od katastrofy, to już po 30 min od ukazania się pierwszej informacji o katastrofie tupolewa, obwołał się z pomocą swoich kolesiów z Platformy "Pełniący Obowiązki (PO) Prezydenta RP" bo wiedział, że tym razem zamach się udał. W Rocznicę obchodów Dnia Niepodległości Naszego Państwa, usłyszał prawdę o swoim postępowaniu z ust duchownego, który był wymieniany jako główny kandydat na stanowisko ordynariusza polowego Wojska Polskiego, które od śmierci w katastrofie smoleńskiej ks. bp. Tadeusza Płoskiego, wykorzystał swoją władzę jako Zwierzchnik Wojska Polskiego i nie dość że publicznie zbeształ ks. Żarskiego za wygłoszoną tego dnia homilię, to jeszcze za karę ks. prałata płk Sławomira Żarskiego zdymisjonował. Powtarza się historia Polski. Za głoszoną prawdę w latach 70 ks. Jerzy - obecnie bł ks. Jerzy Popiełuszko - został zamordowany. Krzyż i głoszona prawda - Komorowskiemu przeszkadza w realizacji zleconej przez obce mocarstwa likwidacji Polski. Wstyd i hańba dla Polaków za takiego Prezydenta! PERSONA NON GRATA do każdej świątyni kościoła rzymsko-katolickiego.

GŁOS LUDU

Rząd Kaczyńskiego , był najlepszym rząd w historii RP , to ludzie uczciwi honorowi , z poczuciem odpowiedzialności za kraj , chcieli zrobić porządek w tym kraju zlikwidować korupcje , wyjaśnić wszystkie afery ,wszystkie ustawy co wyszły były dla ludzi , przypomnę dla tych co mają krótką pamięć , wyszła ustawa , o uwłaszczeniu mieszkań spółdzielczych , gdyby rząd Kaczyńskiego nie wydał tej ustawy ,to tysiące ludzi by nie miało mieszkań własnościowych ,PO takiej ustawy nigdy by nie wydało , Zaczęto prowadzić dochodzenia prywatyzacji , dochodowych zakładów , dużo ludzi wysoko postawionych poczuło się zagrożonych , zaczęła się nagonka medialna na PIS, pomyślcie do jakich granic urosła w Polsce korupcja , Telewizja , prasa , wypisywała bzdury , o podsłuchiwaniu obywateli itp, Polak kupił to , oddał głos na PO , 3 LATA Rządów Tuska , nie wyszła żadna ustawa same zakazy lub nakazy , sięgające do kieszeni ludzi ,jeżeli ktoś z was powie że jestem z PIS u odpowiadam nie , jest nauczony oceniać rzeczywistość obiektywnie beż emocji !!!

CIEKAWY ARTYKUŁ

Ścieżka obok drogi
Zielone światło dla innych płci
Stanisław Michalkiewicz

--------------------------------------------------------------------------------
"W tym dniu zebraliśmy się wszyscy tutaj razem kochAAAni moi: stAAArsi oficerowie, młOOOdsi oficerowie, stAAArsi urzędnicy, młOOOdsi urzędnicy, chłOOOpcy okrętowi, kobiEEEty, mężczYYYźni, INNE PŁCIE..." - przemawiał z okazji wigilii Bożego Narodzenia kapitan transatlantyku "Piłsudski" Eustazy Borkowski - ten sam, który zasłynął z najkrótszego protokołu przekazania innego transatlantyku - obiektu milionowej wartości: "Statek TSS 'Kościuszko' zdan kapitanem Eustazym Borkowskim kapitanu Mamertu Stankiewiczu w stanie takim, w jakim jest". Kapitan Borkowski wspominał między kobietami i mężczyznami o "innych płciach" jako o rzeczy zwyczajnej, a pewne światło na tę zagadkową sprawę rzuca przemówienie, a właściwie inwokacja, wygłoszone jeszcze przed I wojną światową przez Wojciecha Dzieduszyckiego na pewnym przyjęciu: "Piękne Panie, szanowni Panowie i Ty, Dawidzie Abrahamowiczu!".
Sprawa "innych płci" nabiera dzisiaj aktualności nie tylko obyczajowej, z uwagi na wzmożoną aktywność sodomitów i gomorytek, ale również na postępującą coraz szybciej polityzację zagadnień płciowych. Kiedyś, w normalnych czasach, wydawało się, że w polityce najważniejsze są poglądy; jeden jest, dajmy na to, socjalistą, inny znowu komunistą, tamten chadekiem, ów znowu konserwatystą, jeszcze inny liberałem czy faszystą - i tak dalej. Dzisiaj - jak zauważył poeta - "poglądy, charakter, postawa, zjawiskiem są dosyć rzadkim. Więcej się da wytłumaczyć zwyczajnym losu przypadkiem". A cóż może być bardziej przypadkowego od płci? Na poglądy człowiek ma jakiś tam wpływ, podczas gdy jego płeć zdeterminowana jest takim, a nie innym układem chromosomów. Skoro zatem w środowisku naszych Umiłowanych Przywódców daje się zauważyć postępujące wyjałowienie z poglądów, nic dziwnego, że powstałą w ten sposób próżnię próbują oni wypełnić jakimiś rzucającymi się w oczy substytutami - a cóż bardziej rzuca się w oczy, nawet dzieciom, nie mówiąc już o "młodych wykształconych", niż różnice płci? Wprawdzie nie zawsze są one duże; przeciwnie - wymowni Francuzi twierdzą nawet, że niewielkie, chociaż oczywiście przywiązują do nich ogromną wagę, powtarzając w popularnym porzekadle: "Vive la petite difference!" - co się wykłada: "Niech żyje maleńka różnica!". Nie będziemy ukrywali, że chociaż ona maleńka, to potrafili robić z niej rozmaity użytek, ale nawet im nigdy nie przychodziło do głowy, by robić z niej problem polityczny. Dopiero gdy sodomici, gomorytki, rozmaite cwane panie, co to potrafią wywęszyć pieniądze nawet spod ziemi, no i oczywiście pani filozofowa Magdalena Środa zorientowali się, że szmal można wycisnąć również z płci - płeć została umieszczona w centrum zainteresowania politycznego. Poza tym, przy nasilającym się terrorze politycznej poprawności, posiadanie jakichkolwiek poglądów politycznych nie jest specjalnie bezpieczne, toteż coraz więcej Umiłowanych Przywódców w różnych krajach ustawia się do polityki nie tyle frontem, co - za przeproszeniem - kroczem.
W tej sytuacji wreszcie przyszło to, co przyjść musiało. 31 stycznia br. pan prezydent Komorowski podpisał ustawę nowelizującą ordynację wyborczą w ten sposób, że odtąd ścisłe kierownictwa partii na listach wyborczych będą musiały umieścić co najmniej 35 procent kobiet i 35 procent mężczyzn. Nietrudno się domyślić, że pozostałe 35 procent miejsc na listach wyborczych przypada przedstawicielom innych płci, o których mimochodem wspominał zarówno kapitan Eustazy Borkowski, jak i Wojciech Dzieduszycki. Ja oczywiście wiem, że suma tych parytetów przekracza 100 procent, ale dzięki temu nikt nie zarzuci nam żadnego deficytu demokracji. Pociąga to za sobą daleko idące konsekwencje polityczne nie tylko dla naszej młodej demokracji, ale również dla płciowej stratyfikacji środowiska naszych Umiłowanych Przywódców, a także dla preferencji w werbowaniu agentury przez rządzące w imieniu strategicznych partnerów naszym nieszczęśliwym krajem Siły Wyższe.
Nie da się ukryć, że za sprawą Sił Wyższych, które raczej nie lubią żadnych niespodzianek, a także nasilających się wśród naszych Umiłowanych Przywódców skłonności do pewnego sybarytyzmu, tubylcza scena polityczna ulega pogłębiającej się oligarchizacji. Od 20 lat kręcą się na niej właściwie ci sami ludzie, dla rozmaitości zmieniając sobie tylko szyldy partyjne. Trudno w tej sytuacji spodziewać się po nich jakichś niespodzianek, zwłaszcza że prowadzenie jakiejkolwiek rzeczywistej polityki co najmniej od 2007 roku, kiedy to strategiczni partnerzy przeszli na ręczne sterowanie naszym nieszczęśliwym krajem, mają oni surowo zakazane. W tej sytuacji wprowadzenie parytetów płciowych ułatwia Siłom Wyższym ręczne sterowanie nie tylko układaniem list partyjnych na parlamentarne wybory, ale również - a może nawet przede wszystkim - kształtowanie układu sił na tubylczej scenie politycznej. Rzecz w tym, że w każdej partii jest grupa zasiedziałych działaczy reprezentujących wszystkie możliwe płcie, których trzeba umieścić na odpowiednich miejscach list, ryzykując w przeciwnym razie głęboką dekompozycję stronnictwa. Dlatego też młodzi ambicjonerzy, których z wyborów na wybory przybywa, natykają się na nieusuwalną barierę personalnych zatorów. Jedynym sposobem jej ominięcia stają się w tej sytuacji rozłamy i secesje. Dlatego już dzisiaj widać rosnące zainteresowanie młodych ambicjonerów takimi inicjatywami, jak: Forsa, to znaczy - pardon - oczywiście Polska Jest Najważniejsza, która będzie musiała kompletować swoje listy wyborcze z łapanki. Ileż możliwości pojawia się tutaj dla Sił Wyższych, nawet przy konieczności uwzględniania parytetów? Wiadomo, że nie ma takiej rzeczy, której nie można by uczynić dla dobra Polski, a skoro tak, to i dostosowanie własnej płci do aktualnych wymagań parytetowych dla człowieka ambitnego nie powinno stanowić żadnego problemu.

czwartek, 3 lutego 2011

Poezja ze sztambucha

,,Panowie, mamy gitarę i wszystkie teksty
okoliczności piękne oraz auspicje
ars longa vita brevis ...;.
Tymi schodami pójdziemy do nieba
i rurociągiem pełnym ruskiego szampana
spłyniemy w Alpy, jak raz na Sylwestra"
powiedział i dodał, ,,Jak chcą pić, niech płacą".
Więc wylałem miarkę za tych, co garują
strup piany na piasku wzdął się i zniknął
fali praktycznie nie było
pań faktycznie nie było
była gitara i śpiewnik
i dwuznaczne żądanie:
,,Proszę państwa dowody".
Rurociągowi nie robi się zdjęć.
Gdańscy antyterroryści mają nas w swojej opiece.
Ale noc jest nasza i nasze są mury
gdy rozchełstane gwiazdy estrady
połykacze noży i ognia
i kurwy chude jak żyletki
spadają nam z nieba, roniąc mokry piach -
zamurowało nas od ich numerów
i nienaganne maniery obróciły się w żart
za szybko, jak na mój gust, i na zawsze.
Na pewno? Nie, na zawsze.

środa, 2 lutego 2011

AKTUALNOŚCI WCZEŚNIEJSZE

AD HOC

Komuniści: to akt terrorystyczy.
Grupa nacjonalistów wysadziła w powietrze pomnik Józefa Stalina stojący przy siedzibie partii komunistycznej w Zaporożu na Ukrainie. Wybuch uszkodził także pomieszczenia partii - informuje france24.fr.

POLECAM

Strona księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego

Site Meter

CZYTAJ NASZ DZIENNIK

Powrót optymizmu
Premierowi Donaldowi Tuskowi wrócił dobry humor. Jeszcze tydzień temu z wielkim zafrasowaniem mówił dziennikarzom o nowych sposobach rządu na "wyjście ze spirali zadłużenia", a wystarczyło, że wyjechał do Brukseli i sytuacja od razu się poprawiła! - Polska jest najbardziej wyrazistym dowodem, że polityka spójności rzeczywiście niweluje luki rozwojowe, dzielące takie kraje jak Polska od najlepiej rozwiniętych państw UE. (...) Polityka spójności nie wystarczyłaby, by recesji uniknąć, ale była jednym z głównych powodów, dzięki któremu my w Polsce możemy z większym spokojem oceniać ostatnie dwa lata - mówił w czasie V Forum Spójności polski premier. Słowa szefa naszego rządu mogą oznaczać nadejście długo wyczekiwanego gospodarczego cudu. Wystarczyło ledwie kilka dni, aby rządowi udało się wyprowadzić Polskę ze "spirali zadłużenia"?
Tomasz Tobolski

POLECAM

Ze strony:
"Wydawnictwo Flos Carmeli Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych powstało w 1995 roku. Nazwę wydawnictwa zaczerpnięto z karmelitańskiej antyfony maryjnej z XIII wieku. Słowa Flos Carmeli - tłumaczy się z łaciny jako Kwiecie Karmelu.
Wydawnictwo promuje nade wszystko duchowość karmelitańską i Dzieła Świętych Karmelu, Doktorów Kościoła: św. Teresy od Jezusa (z Avila), św. Teresy od Dzieciątka Jezus (z Lisieux), św. Jana od Krzyża. Zaznajamia także z ich życiem oraz z życiem innych Świętych i Błogosławionych Karmelu, m.in. św. Rafała Kalinowskiego, św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein), bł. Elżbiety od Trójcy Przenajświętszej.
Wydawnictwo wydaje również serie dotyczące modlitwy, życia duchowego oraz modlitewniki do Matki Bożej Szkaplerznej, św. Józefa i Świętych Karmelu.
Czasopismami wydawanymi są kwartalniki: Zeszyty Karmelitańskie - pismo dotyczące życia duchowego oraz Pod płaszczem Maryi - pismo formacyjne dla noszących szkaplerz karmelitański.
W przygotowaniu do Wielkiego Jubileuszu w 2015 roku - 500-lecia Narodzin św. Teresy od Jezusa, Reformatorki Zakonu Karmelitańskiego, wydawnictwo nasze podjęło się nowego tłumaczenia wszystkich Dzieł tej wielkiej Świętej, Doktora Kościoła. Ogółem zostanie wydanych 7 tomów w opracowaniu krytycznym.
Życzymy zatem, aby słowo pisane w duchowości karmelitańskiej stawało się dla wszystkich naszych Czytelników jak najbardziej przydatne i pożyteczne w życiu. Miłej i owocnej lektury!"