sobota, 29 stycznia 2011

Zprasy polskiej

Orzeł i reszka

Łapać złodzieja!

Jan Maria Jackowski


Znany jest z opowieści i filmów chwyt stosowany przez złodzieja, który po kradzieży, biegnąc z łupem ulicą i chcąc odwrócić uwagę goniących od siebie, krzyczy: "Łapać złodzieja!". Czy ta taktyka się sprawdza i czy złodziej zdołał uciec? O tym zazwyczaj w tej anegdocie się już nie mówi. Jednak znając życie, wiemy, że czasami winowajcy przez sprytne odwrócenie uwagi uda się uniknąć konsekwencji, czasami złodziej wpada jednak we własne sidła, bo ten, kto krzyczy "łapać złodzieja", jest najbardziej podejrzany.
Ta historia nieodparcie kojarzy się z polityką rządu w zakresie wyjaśniania okoliczności tragedii smoleńskiej. Z ust ministra Jerzego Millera, szefa polskiej komisji, usłyszeliśmy, że w zapowiedzianym na luty raporcie stopień polskich win za tragedię będzie większy niż w dokumencie końcowym MAK. Z półsłów wypowiadanych również przez innych przedstawicieli rządzących wyłania się już ideowa konstrukcja oficjalnego polskiego raportu. Motywem przewodnim będzie zapewne taka oto konstatacja: polskie winy były, i to nawet większe, niż wskazał MAK, ale była również wina po stronie rosyjskiej, przede wszystkim w zakresie pracy kontrolerów lotu i chaosu w wieży kontrolnej na lotnisku w Smoleńsku. Suma tych win złożyła się na tragedię, w której zginęło 96 osób.
Ten obraz sytuacji pokazuje, dlaczego władze RP przyjęły taki, a nie inny sposób działania. Najpierw próbowano zasugerować opinii publicznej przy pomocy "przyjaznych" mediów, że przyczyną katastrofy były rzekome "naciski", kto wie, może nawet samego śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by za wszelką cenę lądować. By podzielić Polaków, zastosowano prowokację z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, ukuto również konfrontacyjną tezę, że pomnik na Powązkach to wystarczający sposób uczczenia pamięci ofiar katastrofy.
Równolegle opinii publicznej przedstawiano Polaków, którzy słusznie domagali się od samego początku odpowiedniego upamiętnienia osób, które zginęły w katastrofie, jako "pisowskich aktywistów". Kto miał w sprawie katastrofy odmienne zdanie niż przedstawiciele władzy czy sprzyjające im "oświecone" salony i mainstreamowe środki przekazu, ten był z góry posądzany o chęć wykorzystania trumien do uprawiania "polityki nienawiści" i działania "antypaństwowe" mające na celu osłabienie pozycji rządu na arenie międzynarodowej. Ze strony jednego z prominentnych polityków rządzącej partii pojawiał się nawet argument "V kolumny". Bardzo to niefortunne porównanie, bo równie dobrze tych, którzy pozwalają, by moskiewska wersja "prawdy" zdominowała przekazy światowe, można by oskarżyć o agenturalność.
Jednocześnie od samego początku prowadzono nieudolnie działania mające na celu wyjaśnienie przyczyny katastrofy. Oddano inicjatywę w ręce Rosjan i nie potrafiono dopilnować polskiej racji stanu. Nie informowano właściwie i na bieżąco opinii publicznej, a wszelkie teorie i hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy, które były sprzeczne z "oficjalną wersją", uznawano za niedorzeczne. Po co to wszystko? Z prostej przyczyny, chodzi o to, by tak zamącić i odwrócić uwagę od istoty sprawy, by zrelatywizować nawet prawdziwe fakty podawane przez władze i odwrócić uwagę opinii publicznej od faktycznych winowajców. Kłania się taktyka "łapać złodzieja".
Bo jeśli nawet zostanie ogłoszone w polskim raporcie, że polskie winy były ogromne, to ktoś ponosi moralną, polityczną i merytoryczną odpowiedzialność za katastrofę. To rząd nadzoruje wojsko i jest odpowiedzialny za to, co się działo w 36. pułku specjalnym. Jak to jest, że minister obrony nadal jest w rządzie, choć za jego kadencji w katastrofach lotniczych wojskowych samolotów (Tu-154, CASA, Bryza) zginęło ponad 100 osób, w tym: prezydent i zwierzchnik Sił Zbrojnych, najwyżsi dowódcy wojskowi, kierownictwo i kadra dowódcza Sił Powietrznych, oficerowie i żołnierze, a także przedstawiciele elit politycznych, kulturalnych i społecznych? To w końcu minister Klich i inne osoby z rządu Donalda Tuska były odpowiedzialne za lot 101 i - jak dotąd - nie poniosły żadnych konsekwencji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

POLSKA